ikona lupy />
dr Ewa Kaliszuk profesor Instytutu Badań Rynku, Konsumpcji i Koniunktur – Państwowego Instytutu Badawczego, wieloletnia kierownik Zakładu Integracji Europejskiej w tym instytucie, redaktor naczelna dwumiesięcznka „Unia Europejska.pl” fot. materiały prasowe / Dziennik Gazeta Prawna
„Aby chronić Amerykę, należy chronić amerykański przemysł stalowy” – oświadczył prezydent Donald Trump i podpisał podwyżkę ceł na stal o 25 proc. i aluminium o 10 proc. Zrobił to w asyście robotników w kaskach na głowach. Czy to początek światowej wojny celnej?
Na rynku stali problemy są od lat. Jest ona produktem szczególnym, bo wykorzystywanym głównie w przemyśle stoczniowym czy zbrojeniowym, więc każdy kraj chce ją wytwarzać ze względu na własne interesy i bezpieczeństwo. Po drugie, jej produkcję jest trudno ograniczyć w przypadku osłabienia koniunktury. I w związku z tym – po trzecie – konkuruje się ceną. To dlatego często kraje oskarżają się o dumping, bo problemy z nadprodukcją stali są niemal od zawsze. Ale faktem jest, że Amerykanie, głównie z tzw. pasa rdzy, czyli północno-wschodnich stanów, odczuwają skutki globalizacji i związanego z tym zubożenia. Prezydent obiecał im poprawę sytuacji i teraz spełnia obietnice wyborcze.
Reklama
Po tej decyzji Trumpa zrezygnował jego główny doradca ekonomiczny Gary D. Cohn. Część ekspertów wróży, że to początek wojny celnej. A ta – według słownika – oznacza próbę wywarcia nacisku na dany kraj albo zachwiania podstawami jego gospodarki. Z którym przypadkiem mamy do czynienia?
Myślę, że to jest jeszcze inna sytuacja, a kluczem do jej zrozumienia są relacje amerykańsko-chińskie. Wprawdzie Państwo Środka dostarcza tylko 2 proc. importowanej do USA stali, ale chodzi o to, żeby zredukowało nadmierne moce produkcyjne – wytwarza ono miesięcznie niemal tyle stali, ile Ameryka rocznie. Dostarcza zaś tak mało, bo import chińskiej stali już podlega w USA wysokim cłom antydumpingowym. Amerykanie zarzucają Pekinowi, że wspiera przemysł na różne sposoby: umarza długi czy wyznacza luźniejsze wymogi środowiskowe. Chińczycy tych „grzechów” się nie wypierają, ale niewiele robią, bo boją się napięć społecznych. Więc zamykają jedne zakłady, lecz otwierają nowe. A Amerykanie lubią – jak mówią – grać na boisku, na którym wszyscy mają równe szanse. Uważają, że to Pekin rozpoczął tę gospodarczą konfrontację, a oni tylko reagują na sytuację. W raporcie Global Trade Alert z 2017 r. londyńskiego Centrum Badań Polityki Gospodarczej (CEPR), które monitoruje państwowy interwencjonizm, policzono, że różne kraje stosowały ponad 2,4 tys. środków godzących w interesy handlowe USA.



>>> CAŁY WYWIAD W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP