Ludzie głosują na PiS, wierząc, że jeśli myszy harcują, to w końcu przyjdzie Kaczyński i ogłosi, że ma kota i nie zawaha się go użyć.
Tak właśnie jest.
A tu się okazuje, że ten Kaczyński nie był nawet w stanie zapanować nad Banasiem.
Bo jesteśmy jednak demokracją konstytucyjną.
Reklama
Wie pan, o czym mówię.
Tak, dotyka pan bardzo poważnej sprawy. To, że PiS istnieje i że dokonuje reform, zależy od siły, wytrwałości i osobowości jednego człowieka. I to człowieka, który potrafi znieść ataki, iść całymi latami pod prąd. Rzeczywiście, dopóki prezes jest w polityce czynny, to niebezpieczeństwo ostygnięcia lawy jest mniejsze.
Ale teraz po wyborach Kaczyńskiego nie było. Nie tupnął nogą, gdy Gowin i Ziobro domagali się więcej dla siebie.
Nie było? Wie pan, nie możemy uciec od wyniku wyborów, po których obie partie koalicyjne szczycą się, że mają po 18 posłów.
Ciekawe ilu by mieli, gdyby Kaczyński wyrzucił ich z PiS i zrobił wcześniejsze wybory?
Realizm polityczny kiedyś skłaniał PiS do koalicji z LPR i Samoobroną, potem podjęto bardzo śmiałą decyzję o przeprowadzeniu w 2007 r. wcześniejszych wyborów, co zakończyło się oddaniem władzy. Dziś rozpisanie nowych wyborów też byłoby pewnie podarowaniem zwycięstwa opozycji.
To co z Kaczyńskim, jak wróci ze szpitala?
Uważałem, że Jarosław Kaczyński powinien zostać premierem podczas rekonstrukcji rządu. Tak się nie stało, ale jeszcze może dojść do sytuacji, w której będzie on zmuszony, aby stanąć na czele rządu. Zdaje się, że tego nie chce, że najbardziej odpowiada mu sytuacja, w której jest strategiem, ale być może będzie musiał podjąć się roli premiera.
Co takiego musiałoby się stać?
Musiałaby zaistnieć potrzeba poważnej zmiany układu sił. Skądinąd Jarosław Kaczyński robił to już parokrotnie.
Cały wywiad ze Zdzisławem Krasnodębskim przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP