Wczoraj spadał razem z innymi rynkami lub nawet trochę szybciej, niż one. Ale powodów do załamywania rąk nie ma. Przynajmniej na razie. WIG20 zamknął się w okolicach 1650 pkt. i to jest pierwsza bariera, która powinna powstrzymać spadki na kolejnych sesjach. Pierwszy test nastąpi już dzisiaj.

Czy optymiści mają szansę go zdać? Dotychczasowy przebieg korekty jest dość łagodny, a podczas wczorajszych notowań indeks WIG20 kilka razy zbliżał się do poziomu 1650 pkt. i się od niego odbijał. Wydaje się, że siły popytu kontrolują sytuację na froncie, a sprzedający po prostu grają jak im przeciwnik pozwala. Chwilowo pozwala na więcej, ale jednocześnie trzyma rękę na pulsie. Obroty też są przyzwoite, bo 1,2-1,3 mld zł wartości handlu to w ostatnich miesiącach wartość wyższa od przeciętnej. Kapitał na rynku więc jest i handel kwitnie. To dobrze, bo najgorsze, co nas może spotkać to powrót do marazmu.

Więcej światła na sytuację rzucą wyniki amerykańskich spółek. Wczoraj giełdy na Wall Street po raz drugi z rzędu spadały (S&P 500 stracił 2,5 proc.). A po zakończeniu sesji w USA wyniki podał koncern Alcoa (to pierwsza spółka z indeksu Dow Jones, która opublikowała raport za pierwszy kwartał). Strata na akcję wyniosła 0,59 dol., gdy rynek oczekiwał 0,55 dol., zaś przychody firmy obniżyły się o 36 proc. To nie są dane, które mogłyby wprawić inwestorów w zachwyt.

Wśród danych makroekonomicznych, które mogą namieszać na rynku, warto dziś spojrzeć na wnioski o kredyty hipoteczne w USA i zamówienia w przemyśle w Niemczech. O ile po naszym zachodnim sąsiedzie trudno się spodziewać optymistycznych informacji, o tyle dane z rynku nieruchomości w USA ostatnio dają lekki powiew optymizmu. Jeśli kolejna ich porcja nie zepsuje tego obrazu, inwestorzy mogą wykorzystać tę okoliczność, by znów popchnąć indeksy w górę. Drugi wariant, równie prawdopodobny, przewiduje dalsze czekanie inwestorów z rozstrzygnięciami do czasu, aż wyniki finansowe poda więcej amerykańskich firm.

Reklama