Niezbyt długą, ale za to ciepłą i słoneczną majówkę inwestorzy spędzili w niezłych nastrojach. Dwie ostatnie sesje przed świąteczną przerwą przyniosły solidne wzrosty cen akcji i przygotowały grunt pod atak indeksu WIG20 na strefę 1800 pkt. Teraz brakują do niej już tylko symboliczne dwa punkciki, więc jeśli tylko warunki będą sprzyjające - liczyć się będą zwłaszcza nastroje na najważniejszych giełdach Europy Zachodniej - jej pokonanie nie powinno nastręczać graczom większych trudności.

Jeśli można mieć jakieś obawy, to tylko o to, czy przez długi weekend nie wyparował ten nieco irracjonalny optymizm, który aż rozsadzał inwestorów pod koniec zeszłego tygodnia. Irracjonalny, bo gdyby inwestorzy mieli uzależniać swoje decyzje od wyników spółek (pozytywnych zaskoczeń było bardzo niewiele) albo danych makroekonomicznych (cały czas są bardzo złe), to od akcji powinni trzymać się z daleka. Ale jesteśmy w średnioterminowym trendzie wzrostowym, a on ma swoje prawa. Dlatego nie należy porzucać nadziei na to, że w maju optymizm inwestorów będzie nie mniejszy, niż w marcu i kwietniu.

W krótkim terminie inwestorów będą interesowały - oczywiście poza bieżącymi wynikami spółek i danymi makro - dwie ważne informacje. Po pierwsze raport Fed o kondycji największych banków w USA, który ma być opublikowany 7 maja. Po drugie zaś doniesienia z sektora motoryzacyjnego - wciąż nie wiadomo jak przebiegnie upadłość Chryslera.

Z punktu widzenia polskich inwestorów miejsca na wzrosty cen akcji jest jeszcze jakieś 100-150 pkt. (mówiąc o indeksie WIG20). Dlaczego tylko tyle? W okolicy 1900-1950 pkt. znajdują się bowiem dwa historyczne szczyty - po odbiciach od dna bessy w październiku i grudniu. A do tego ważna psychologiczna bariera 2000 pkt., która - jako okrągła, symboliczna liczba - na pewno nie będzie łatwa do sforsowania. Przejście przez te zasieki to będzie dla obozu optymistów zadanie o skali trudności porównywalnej z zatrzymywaniem tonących indeksów w październiku oraz w lutym, gdy szukały dna bessy.

Reklama