Oczywiście doskonale zachowywał się sektor producentów ropy. Duży wpływ miała też rekomendacja Goldman Sachs, który zalecił kupowanie spółek sektora przemysłowego. Poza tym JP Morgan podniósł rekomendację dla Morgan Stanley. Indeksy dość szybko wzrosły po około jeden procent i tam zapanował marazm – czekano na Beżową Księgę Fed (raport o stanie gospodarki).

Jak zwykle opublikowano ją na dwie godziny przed końcem sesji. Z raportu emanował bardzo ostrożny optymizm. Sytuacja gospodarcza poprawia się, recesja się kończy, rynek nieruchomości pokazuje oznaki ożywienia. Rośnie też popyt na pracę tymczasową. Jednak konsument ociąga się z wydawaniem pieniędzy. Nawet dopłaty do sprzedaży samochodów w wielu regionach nie podniosły danych o całkowitej sprzedaży. Innymi słowy: kryzysu już nie ma, ale do normalnego ożywienia jest daleko. Nie było w tym raporcie niczego nowego, ale nie był on też oczywiście impulsem mogącym poprawić nastroje. Nic dziwnego, że indeksy zaczęły się osuwać. W ostatniej godzinie sesji byki jednak zaatakowały i wygrały. Sesja zakończyła się znowu wzrostem. Niestety, wzrostem, który doprowadził indeks S&P 500 w okolice poprzedniego obszaru bardzo mocnego oporu. Po czterech sesjach wzrostu rynek musi dostać naprawdę mocny impuls, żeby się przez ten obszar przebić.

GPW też, podobnie jak inne giełdy europejskie, rozpoczęła środową sesję spadkiem indeksów. Po 30 minutach skala tego spadku zaczęła się zmniejszać. Generalnie na rynku panował marazm, podobny zresztą jak i na innych rynkach europejskich. Przed południem akcja arbitrażystów doprowadziła do powrotu WIG20 w okolice wtorkowego zamknięcia, a potem jeszcze wyżej. GPW po prostu naśladowała zachowanie innych rynków. Słabo zachowywał się jednak sektor mniejszych spółek.

Po pobudce w USA indeksy przyspieszyły w swojej drodze na północ. Drożejące surowce i niezłe dane makro z USA oraz rosnące indeksy na giełdach europejskich i kontrakty na amerykańskie indeksy zmuszały do kupna akcji. Najmocniejszy był sektor bankowy (BRE, BZ WBK). Dziwne rzeczy zaczęły się dziać w ostatniej godzinie sesji. Po rozpoczęciu sesji w USA, kiedy kierunek indeksów nie był tam pewny, WIG20 zaczął błyskawicznie spadać w ciągu kilku minut dotykając poziomu wtorkowego zamknięcia. Wystarczyło jednak kilka następnych minut, żeby WIG20 wrócił na swoje miejsce i zakończył dzień wzrostem. Sesja pokazała, że gracze są bardzo niepewni co do kierunku, w którym pójdą indeksy, co doprowadza do skrajnej zmienności. Ten ruch wzrostowy wygląda mi na razie na falą B małej korekty, po której przyjdzie jeszcze spadkowa C.

Reklama