Publikowany przez ADP raport o zmianie zatrudnienia w sektorze prywatnym był dla byków niekorzystny. Organizacja twierdzi, że ubyło w tym sektorze 254 tys. miejsc pracy (oczekiwano zmniejszenia zatrudnienia o 200 tys.). Plusem była publikacja ostatecznego raportu o PKB w drugim kwartale. PKB spadł ostatecznie tylko o 0,7 proc. (oczekiwano 1,2 procent). Te dane nie powinny były mieć żadnego wpływu na zachowanie rynków. To już naprawdę historia i to do tego trzy razy odgrzewana. Zdecydowanie bardziej istotne i niepokojące było to, że indeks Chicago PMI pokazujący jak zmieniła się sytuacja w regionie spadł z poziomu 50 pkt. do 46,1 pkt. (gospodarka znowu się kurczy) sygnalizując, że koniec programu „kasa za złom” (za stare samochody) znacznie ochłodziła realną koniunkturę. Te dane były zdecydowanie bardziej istotne niż PKB w drugim kwartale (przypominam, że właśnie skończył się trzeci).

I teraz dochodzimy do reakcji rynków. Kurs EUR/USD praktycznie nie zareagował po publikacji danych o PKB (bardzo racjonalnie). Jednak 1,5 godziny później, kilkanaście minuty po publikacji danych z Chicago, dolar zaczął szybko tracić. Wzrost kursu EUR/USD wpłynął na rynek surowców, ale skali wzrostów nie da się tym osłabieniem dolara wytłumaczyć. Miedź zdrożała o ponad trzy procent, a złoto o blisko półtora procent. Królem była ropa drożejąca ponad 5,5 procent. Tłumaczenie tego wzrostu spadkiem zapasów paliw w USA jest nieporozumieniem. Zapasy ropy zdecydowanie bowiem wzrosły (oczekiwano spadku). Jak można takie zachowanie rynku tłumaczyć inaczej jak tylko końcem kwartału?

Równie aberracyjne było zachowanie rynku akcji. Początek sesji był racjonalny: ponad jednoprocentowy spadek. Jednak już po 1,5 godzinie indeksy zaczęły rosnąć i
rosły tak szybko, że już na 3 godziny przed końcem sesji wylądowały na plusach. Wydawało się, że i na tym rynku byki wygrają, ale po dwóch godzinach stabilizacji nad
kreską indeksy zaczęły bardzo szybko spadać. Przysłużyła się niedźwiedziom wypowiedź Alana Greenspana, byłego szefa Fed. Co prawda jego gwiazda już zgasła,
ale jego wypowiedź podziałała jak słomka dołożona na grzbiet przeciążonego wielbłąda. Powiedział on, że co prawda gospodarka USA będzie w najbliższych 6
miesiącach rosła, ale potem znowu rozpocznie się spowolnienie, a rok 2010 nie będzie dobry dla rynku akcji. Jednak byki nie zrezygnowały. Opanowały sytuację i sesja
zakończyła się neutralnie (niewielki spadkiem), co jest sukcesem byków. Ile w tym było „window dressing”, a ile realnej siły rynku zobaczymy już niedługo.




GPW rozpoczęła środową sesję bardzo niepewnie. Oczekiwane odbicie po bezsensownym i przesadzonym wtorkowym spadku bardzo szybko zostało stłumione i rynek wszedł w godzinną konsolidację w okolicach poziomu wtorkowego zamknięcia. Potem jednak byki zaatakowały i szybko zredukowały skalę wtorkowego spadku o połowę. Najmocniejszy był cały sektor bankowy pod wodzą PKO BP (trwała walka o prawa poboru). W okolicach południa WIG20 nakreślił formację podwójnego szczytu i zaczął się osuwać. Potem karuzela trwała nadal, bo lepszy od oczekiwań ostateczny odczyt PKB (drugi kwartał) w USA znowu zmieniła sytuację i indeksy ruszyły na północ, a publikacja indeksu z Chicago indeksy załamała. Sesję zakończyliśmy spadkiem WIG20 o 0,4 proc.

Reklama

Najbardziej interesujące jest to, że wczorajsza sesja charakteryzowała się bardzo dużym obrotem. Jak widać są chętni do sprzedaży, ale są równie potężni chętni do kupna akcji. Pozostaje czekać na to, która strona przeważy. Dzisiaj jest już nowy kwartał i nie będzie już „window dressing” w USA, a danych makro będzie naprawdę mnóstwo. Sesja może mieć przełomowy charakter.