Dzisiejszego dnia humory inwestorów psuły tak naprawdę dwa wydarzenia. Z rana dowiedzieliśmy się, że nastroje niemieckich inwestorów instytucjonalnych i analityków mierzone wskaźnikiem ZEW nieoczekiwanie pogorszyły się po raz pierwszy od trzech miesięcy. Indeksy po wstępnych spadkach potrafiły się jednak nieco odbić, potem jednak słowa znanej analityczki Meredith Whitney, która już nie jest byczo nastawiona do banków skierowały notowania na południe. Nie pomagały nawet lepsze od prognoz wyniki Johnson & Johnson, gdyż gracze dopatrzyli się słabszych od oczekiwań przychodów.

Wydawało się więc, że dzień zakończymy przy minimach dnia, ale końcówka jak to nierzadko bywa była niemałym zaskoczeniem. Silne uderzenie popytu i ukształtowanie się sesyjnej formacji podwójnego dna mówi nam tyle, że jeśli jutrzejsze dane zaskoczą pozytywnie to byki mogą ponownie wejść do gry i pokusić się nawet o nowe szczyty.

Na rynku walutowym złoty nie miał udanego dnia. Tracił bowiem przez większą część notowań niezważając na rosnącego eurodolara czy niosące poprawę sierpniowe dane o deficycie na rachunku obrotów bieżących. Pan Dominik Radziwiłł chwalił się, że nasza emisja obligacji w euro osiągnęła węższy spread niż papiery Irlandii, której rating jest przecież lepszy od Polski. Pewne gdyby nie te wiadomości złoty traciłby bardziej, a tak był nieco silniejszy od forinta. Pociecha marna, ale zawsze.