Oznacza to, że Niemcom może być trudniej przeforsować na forum UE swoje inicjatywy reform ekonomicznych. "Wydarzenia minionych dni to plajta typowej polityki Merkel - powiedział PAP analityk Fundacji Bertelsmanna Cornelius Ochmann. - Formułowane wcześniej opinie, że jest ona "ostoją" UE, dziś już są nieaktualne".

>>> Polecamy: Niemcom żyje się gorzej niż 20 lat temu

W Europie niemiecką kanclerz uznawano do niedawna za sprawną negocjatorkę, która we wspólnym interesie potrafiła doprowadzić do kompromisu w trudnych sprawach. Jednak reputację tę zrujnowała jej postawa w minionych miesiącach w sprawie pomocy dla zadłużonej Grecji. Niemcy tygodniami blokowały decyzję UE o wsparciu dla Aten, obawiając się negatywnej reakcji niemieckiej opinii publicznej przed ważnymi wyborami regionalnymi w Nadrenii Północnej-Westfalii.

Prasa zagraniczna okrzyknęła Merkel "Madame Non" ("Pani Nie"), podczas gdy niemieckie bulwarówki cieszyły się z nowej "żelaznej kanclerz", która nie pozwoli sięgnąć po pieniądze niemieckich podatników, by spłacić długi innych krajów. "Zwłoka rządu w Berlinie tylko zwiększyła koszty kryzysu" - powiedziała PAP ekspert European Council on Foreign Relations Ulrike Guerot. "Niemcy znalazły się pod ogromną presją zewnętrzną, także ze strony USA. W ostatniej sekundzie pokazały, że są jednak gotowe do obrony interesu Europy" - dodała.

Reklama

Ostatecznie Niemcy zgodziły się w minionych dniach wyłożyć na ratowanie Grecji 22,4 mld euro w ciągu trzech lat oraz co najmniej 123 mld euro na europejski mechanizm pomocy dla innych państw strefy euro, które mogą popaść w kłopoty finansowe.

Manewry rządu w sprawie greckiego kryzysu wpłynęły na wynik wyborów w Nadrenii Północnej-Westfalii w zeszłą niedzielę, po których władzę w landzie stracił chadecko-liberalny rząd premiera Juergena Ruettgersa.

Oznacza to, że rządząca na szczeblu federalnym koalicja CDU i liberalnej FDP traci większość w drugiej izbie parlamentu (Bundesrat), gdzie zasiadają przedstawiciele krajów związkowych. Nie zdoła zatem przeprowadzić planowanych dużych reform, w tym podatkowej. "Obniżki podatków będą nie do przeprowadzenia w dającym się przewidzieć czasie" - oświadczyła Merkel w poniedziałek. "Merkel przegrała wszystko: sprawę Grecji, wybory w Nadrenii Północnej-Westfalii, ale także walkę o koncepcję polityki finansowej Unii Europejskiej" - ocenił Ochmann.

Dziennik "Die Welt" napisał, że Berlin nie jest w stanie "przeforsować w Europie kultury stabilności". "Strefa euro jest dziś zdominowana przez kraje, dla których stabilność waluty nie ma takiego znaczenia" - ocenia gazeta.

Zdaniem niemieckiej opozycji Merkel podważyła wizerunek kraju i zaufanie do Niemiec w UE. "Żaden rząd federalny nie zdołał tak wiele zaprzepaścić w tak krótkim czasie" - mówił w zeszłym tygodniu szef frakcji SPD Frank-Walter Steinmeier. Osłabiona Merkel musi zmierzyć się też z coraz głośniejszą krytyką we własnej partii, CDU. Premier Hesji Roland Koch zarzucił rządowi federalnemu "brak zdecydowania i szybkości w działaniach".

Chadecki poseł Josef Schlarmann ocenił, że po klęsce w Nadrenii Północnej-Westfalii "polityka reform jest martwa". "Współodpowiedzialność za to ponosi kanclerz Angela Merkel" - oświadczył w rozmowie z gazetą "Rheinische Post". Jego zdaniem istnieje obawa, że koalicja chadeków i liberałów się rozpadnie.