Amerykańskie indeksy po zaskakujących kiepskich danych z rynku nieruchomości straciły wczoraj na wartości ponad 1 proc. Główny indeks nowojorskiej giełdy, S&P500 spadł o 1,5 proc. Spadła rentowność długoterminowych obligacji - na dziesięciolatkach można zarobić już mniej niż 2,5 proc., a obligacje trzydziestoletnie przynoszą 3,56 proc. Przy obecnych poziomach cenowych zarówno kupno papierów skarbowych, jak i otwieranie krótkich pozycji na rynku akcji wydają dość ryzykownymi strategiami, zwłaszcza w krótkim horyzoncie czasowym. Jednym z optymistycznych sygnałów mogących świadczyć iż szeroki rynek znajduje się właśnie w pobliżu lokalnych minimów może być lepsze zachowanie małych spółek (wczoraj indeks Russel 2000 spadł o 1,1 proc.), ale aby ta tendencja mogła stać się wiarygodna musiałaby utrzymać się przynajmniej przez kilka najbliższych sesji.

W Azji, w ślad za Wall Street, nadal taniały akcje - NIKKEI spadł tym razem o ok. 1,7 proc. i znalazł się o ponad 16 proc. poniżej poziomu z początku 2010 r. Zważywszy na najmocniejszego jena od kilku lat względem euro i dolara, opublikowane dzisiaj dane o handlu zagranicznym Japonii mogą zaskakiwać. Okazało się bowiem, że eksporterzy wciąż radzą sobie bardzo dobrze (eksport wzrósł o 23,5 proc. r/r, wobec +27,7 proc. sprzed miesiąca), natomiast import skurczył się mocniej od oczekiwań ekonomistów (roczna dynamika spadła w lipcu o ponad 10 pkt. proc., z +26,1 proc. r/r do +15,7 proc. r/r).
W czwartek dane Europy ustępować będą rangą tym zza oceanu, bo ani niemiecki indeks IFO ani sprzedaż detaliczna na Węgrzech nie są w stanie odwrócić uwagi inwestorów od amerykańskiego rynku nieruchomości. Dzisiaj dowiemy się, czy po czerwcowym odbiciu z najniższego poziomu w historii sprzedaż domów na rynku pierwotnym nadal rośnie, czy też podobnie, jak na rynku wtórnym kupujący przyjmują wyczekującą postawę. W środę okazało się, że na rynku wtórnym, który jest w USA ponad dziesięciokrotnie większy od pierwotnego, sprzedaż spadła do najniższego poziomu od 1995 r. (3,4 mln domów w ujęciu rocznym). Przy obecnym tempie sprzedaży potrzeba 12 miesięcy, aby pozbyć się nagromadzonej podaży domów czekających na kupców lub na przymusowe aukcje komornicze (najdłużej od 1983 r.).

Ekonomiści są bardzo podzieleni, jeśli chodzi o dzisiejsze dane z rynku pierwotnego - w ankiecie przeprowadzonej przez agencję Bloomberg szacunki sprzedaży rozciągają się od 291 tys. domów do 350 tys. Konsensus mówi o stabilizacji na poziomie sprzed miesiąca (330 tys.), co gdyby się sprawdziło, powinno podziałać nieco uspokajająco na inwestorów preferujących od kilku sesji bezpieczne aktywa. Dodatkowym stabilizatorem powinny być również dane o zamówieniach na dobra trwałego użytku, które mogą pokazać, że w ostatnim miesiącu rosły nakłady firm na inwestycje w majątek, którego amortyzację rozkłada się najczęściej na kilka lat.