Już dziś nie mogą się opędzić od zamówień, ale najbliższe miesiące mają być jeszcze lepsze. A to dlatego, że na rynek wchodzą coraz bardziej zaawansowane elektronicznie modele aut. – Mamy ogromny postęp w dziedzinie elektroniki samochodowej. To oznacza, że bez odpowiednich urządzeń zdiagnozowanie usterek w samochodach staje się niemożliwe – wyjaśnia Sebastian Łatowski z Axes System.

100 mln zł do wzięcia

Nowoczesne urządzenia diagnostyczne, jak szacują eksperci, posiada dziś mniej niż połowa z działających w Polsce 23 tys. warsztatów. To oznacza, że w komputer do diagnostyki musi zaopatrzyć się ponad 12 tys. placówek. Koszt zakupu prostego urządzenia to wydatek od 2 do 25 tys. zł, a bardziej skomplikowanego ponad 100 tys. zł. Zatem jeśli wszystkie warsztaty ruszą na zakupy, to wydadzą na ten cel przynajmniej 100 mln zł. Przy założeniu, że kupią tylko jedno urządzenie w średniej cenie, choć należy oczekiwać, że zaopatrzą się w przynajmniej dwa lub trzy. Bo najlepsze efekty przynosi badanie, które jest wykonywane za pośrednictwem komputera przeznaczonego dla konkretnej marki samochodu.
– Wiem, że wkrótce bez urządzenia diagnostycznego nie da się pracować jak dziś bez młotka. Dlatego przymierzamy się do zakupu w przyszłym roku – mówi Dawid Makowski, właściciel warsztatu samochodowego Lomil z Włocławka.
Reklama

Koszty poniosą klienci

Producenci już w tym roku obserwują duży wzrost zainteresowania swoimi urządzeniami. – Kryzys dla nas nie istnieje. Miesięcznie sprzedajemy około 40 urządzeń diagnostycznych, których ceny dochodzą do nawet 120 tys. zł. To o 30 proc. więcej niż przed rokiem – wyjaśnia Michał Kucharski,prezes PPHU Fudim Polmo. Jeszcze lepiej wiedzie się firmie Axes System. – Sprzedajemy około 100 urządzeń do diagnostyki miesięcznie. To wzrost o 30 – 40 proc. w stosunku do zeszłego roku – wyjaśnia Sebastian Łatowski z Axes System.
Jak szacują eksperci, kilku markowych producentów sprzedaje razem 300 – 400 urządzeń miesięcznie. Gdyby do tego doliczyć komputery azjatyckiej produkcji, liczbę tę należałoby przynajmniej podwoić. Koniunkturę coraz bardziej wyczuwają polscy przedsiębiorcy, np. firma Technodiag, która postanowiła zainwestować w ten rynek.
– Sprzedajemy 10 sztuk urządzeń miesięcznie, co jest niezłym wynikiem, biorąc pod uwagę, że zadebiutowaliśmy dwa lata temu – tłumaczy Paweł Pazderski, współwłaściciel. Co to oznacza dla klientów? Na pewno wzrost cen o około 10 proc. Właściciele warsztatów już zapowiadają, że koszty zakupu przerzucą w części na klientów.