W tym tygodniu kończy się jednak nie tylko miesiąc, ale i kwartał, więc nic dziwnego, że chęci do sprzedaży akcji też nie były duże. Nawiasem mówiąc jak na razie wrzesień w tym roku jest podobno najlepszym wrześniem od 71 lat. Niespecjalnie mnie to dziwi. Po spadkowym sierpniu potrzebny był wzrostowy wrzesień, żeby można było dobrze zakończyć trzeci kwartał i dostać odpowiednie premie.

Rynek akcji rozpoczął sesję od niewielkich spadków (korekta po piątkowych, dużych wzrostach). Potem na rynku panował marazm, ale na dwie godziny przed końcem sesji byki bez żadnych problemów doprowadziły indeksy do poziomów z piątku. Pomagały bykom informacje o licznych fuzjach. Jeśli spółki przejmują interesujące je podmioty to znaczy, że zarządy wierzą w świetlaną przyszłość gospodarki.

Na godzinę przed końcem sesji indeksy zabarwiły się nawet na zielono, ale byki były stanowczo zbyt słabe na pokonanie kolejnego oporu bez istotnych powodów. Poza tym gracze obawiali się zapewne tego, co we wtorek opublikuje Conference Board (indeks zaufania). Mówiło się też o rosnących rentownościach obligacji Irlandii i Portugalii, ale gdyby świat bardzo się tym przejmował to euro byłoby dużo słabsze. Po czterech tygodniach wzrostów indeksów pół procentowa realizacja zysków nie była niczym nadzwyczajnym. Sesja nie ma znaczenia prognostycznego.

Na GPW poniedziałek od początku sesji zapowiadał się na nudny dzień. WIG20 rozpoczął dzień od niewielkiego wzrostu, ale potem zaczął oscylować wokół poziomu z piątkowego zamknięcia. Na rynkach europejskich byki postanowiły też poczekać, więc i u nas nie było chęci do poważnego zaatakowania oporu technicznego na poziomie 2.620 pkt. Taki, kompletnie beznadziejny, marazm trwał do rozpoczęcia sesji w USA. Spadek (niewielki) amerykańskich indeksów doprowadził do podobnego osunięcia u nas, ale potem fixing wyprostował sytuację. WIG20 spadł o 0,18 procent, a sesja nie miała najmniejszego znaczenia prognostycznego. Gracze czekają na nowe impulsy.

Reklama