Po sesji środowej podkomisja Kongresu oświadczyła, że Goldman Sachs wprowadził w błąd nie tylko klientów, ale i komisję Kongresu (chodzi o sprzedawanie instrumentów przeciwko którym GS równocześnie grał). Akcje GS traciły ciągnąc w dół cały sektor finansowy.

Z Europy też docierały złe informacje. Wolfgang Schaeuble, minister finansów Niemiec, powiedział gazecie Die Welt, że jeśli w czerwcu audyt pokaże niemożność spłaty przez Grecję zadłużenia to grecki rząd będzie zmuszony do dalszych cięć budżetowych. Straszył też Moritz Kraemer, szef działu ratingów państw europejskich agencji Standard&Poor’s. W wywiadzie dla agencji Bloomberg powiedział, że zagrożenie restrukturyzacji greckiego długu wzrosło, a inwestorzy mogą stracić 50-70 procent.

Szkodziły też dane makro. Tygodniowa zmiana ilości wniosków o zasiłki dla bezrobotnych wzrosła i to znacznie, bo do 412 tys. (oczekiwano 380 tys.). Wzrosła również średnia 4. tygodniowa. Z jednego raportu trudno wyciągać wnioski, ale z całą pewnością nie były to dane dobre. Dane o inflacji w cenach produkcji (PPI) zazwyczaj są lekceważone, ale w sytuacji, kiedy wielu boi się inflacji też były obserwowane. Okazało się, że inflacja wzrosła mniej niż tego oczekiwano (0,7 proc. vs. 1,1 proc.), ale inflacja bazowa wzrosłą mocniej niż oczekiwano (0,3 proc. vs. 0,2 proc. m/m).

Rynek akcji rozpoczął dzień od sporych, bo blisko jednoprocentowych spadków, ale bardzo szybko byki przeprowadziły kontratak. Indeksy posuwały się na północ skokami. Po ruchu do góry podaż usiłowała je zepchnąć w dół, ale popyt ciągle te potyczki wygrywał. Nic dziwnego, że sesja zakończyła się neutralnie. Jak widać gracze w USA ciągle liczą na to, że duża ilość raportów kwartalnych spółek (lawina uderzy w przyszłym tygodniu) doprowadzi do wzrostu indeksów. Nie widzą licznych ostrzeżeń. To bardzo ryzykowna gra, ale prawdą jest to, że sygnałów sprzedaży akcji nie ma.

Reklama

GPW rozpoczęła czwartkową sesję od spadku WIG20, co nie mogło dziwić, jeśli pamięta się sztuczne zakończenie sesji środowej. Spadek był jednak początkowo niewielki, a byki robiły wszystko, żeby kierunek ruchu odwrócić. Nie udało się, bo przed południem nastroje na giełdach europejskich bardzo się pogorszyły. Potem dane z rynku pracy w USA też psuły nastroje. Indeksy spadały, ale nie widać było paniki.

Po godzinie 16.00, kiedy indeksy w USA zaczęły się podnosić również u nas nastąpił ten sam proces i zakończyliśmy dzień spadkiem o 0,58 procent na całkiem sporym obrocie. Można powiedzieć, że od poniedziałku trwa huśtawka: po sesji wzrostowej następuje spadkowa. Takie bujanie indeksem powoduje, że rysuje on prowzrostową flagę. Przełamanie poziomu 2.940 pkt. przedłużyłoby sygnał kupna.