Wzorem Stanów Zjednoczonych Unia Europejska rozważa wprowadzenie zupełnie nowego sposobu na pokonanie internetowego piractwa. A przynajmniej na zmniejszenie jego skali.
– Pomysł roboczo nazywamy „follow the money”, czyli „podążaj za pieniędzmi”. Chodzi o to, by zamiast skupiać się na ściganiu łamania praw autorskich zgodnie z kodeksami karnymi poszczególnych państw, doprowadzić do tego, by łamanie prawa przestało być opłacalne z biznesowego punktu widzenia – mówi Kerstin Jorna, szefowa departamentu własności przemysłowej w Komisji Europejskiej. „Follow the money” ma się opierać na zablokowaniu nielegalnym serwisom zysków z reklam oraz z mikropłatności od użytkowników. – By to zadziałało, musieliby ze sobą zacząć współpracować nie tylko wydawcy, operatorzy płatności elektronicznych, takich jak karty płatnicze czy mikropłatności, banki, telekomy, ale także sprzedawcy reklamy internetowej. Czyli naprawdę spora część rynku – dodaje Jorna.
Serwisy zamieszczające pliki z pominięciem praw autorskich mają dzięki nim większy ruch i tym samym zarobek, bo dostają więcej reklam albo użytkownicy płacą mu za coś, co on wziął za darmo. Zgodnie z nowym pomysłem wydawca zgłaszałby, że jego prawa zostały złamane przez konkretny serwis. A operatorzy płatności i banki zawiadomieni o takim procederze blokowaliby płatności na rzecz takiego portalu. Tym samym sens biznesowy nielegalnego procederu zostaje pogrzebany.
– Wiemy, że wypracowanie konsensusu nie będzie proste. Na razie mamy tylko ogólny zamysł projektu i w tym roku chcemy rozpocząć konsultacje w krajach członkowskich – wyjaśnia Jorna. Ale nie jest to system zupełnie nowatorski. Stosowany jest już w niektórych stanach USA, gdzie o zablokowaniu wpływów decydują sądy. Stop Online Piracy Act (SOPA), amerykański odpowiednik ACTA, próbował to rozwiązanie rozciągnąć na całe Stany Zjednoczone.
Reklama
Także u nas pojawiały się próby skorzystania z tego modelu. Rok temu kilka legalnych serwisów VoD próbowało, wykorzystując taki mechanizm, walczyć z nielegalnymi serwisami streamingowymi, które nie posiadając praw do filmów i seriali, pobierały opłaty od widzów za ich oglądanie. Niestety nic nie wyszło z tego pomysłu. Zamiast niego starają się internautów edukować akcją „Oglądam legalnie”, w ramach której legalne serwisy mają specjalne oznaczenia. Także w ramach walki wydawców książek z Chomikuj.pl pojawił się podobny wątek. Główną metodą płatności, z jakiej korzystają użytkownicy Chomikuj.pl, jest usługa mikropłatności YetiPay. I właśnie ona trafiła na celownik wydawców. Współpracująca z nimi firma Plagiat.pl zaczęła przyglądać się strukturze właścicielskiej Yeti i okazało się, że jest ona powiązana z Chomikuj.pl. – Czyli otwiera się kolejna ścieżka dochodzenia roszczeń przez poszkodowanych wydawców – kwituje Krzysztof Gutowski z Plagiat.pl.
Dr Mirosław Filiciak, medioznawca i współautor raportu „Obiegi kultury”, ostrzega jednak, że nawet taka metoda, nieuderzająca w użytkowników ani nieskupiająca się na działaniach prowadzących do blokowania serwisów, niesie za sobą zagrożenia, i to spore. – Po pierwsze pojawia się obawa, kto będzie decydował o blokowaniu takich płatności, czyli o tym, że prawa autorskie zostały w konkretnym przypadku rzeczywiście złamane. To ważne, bo może doprowadzić do sytuacji, gdy firmy będą próbowały zastępować kompetencje sądów – mówi Filiciak. Jak wyjaśnia, kolejną kontrowersją jest to, że to rozwiązanie nadal działa na korzyść silniejszych, dużych graczy. I tak naprawdę nawet ten model oprócz kolejnej opresji nie oferuje rozwiązania, które skłoniłoby użytkowników do korzystania z legalnych źródeł. Czyli wciąż zamiast marchewki proponuje się metodę kija.
13 proc. Polaków kupiło w 2011 r. film, książkę lub płytę z muzyką. A 33 proc. pobierało pliki z nielegalnych źródeł
618 mln dol. warte jest nielegalne oprogramowanie używane przez Polaków (według Business Software Alliance)
14 wydawców przyłączyło się do tej pory do pozwu zbiorowego przeciwko serwisowi Chomikuj.pl
/>