Przewodniczący OPZZ Jan Guz mówi IAR, że związkowcy będą protestować przeciwko złej polityce rządu. Domagają się między innymi wycofania z uelastycznienia czasu pracy, podniesienia najniższych wynagrodzeń, ograniczenia tak zwanych umów śmieciowych
Minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz podkreśla, że wiele związkowych postulatów jest spełnianych przez rząd. Na przykład wydłużony z 4 do 12 miesięcy okres rozliczeniowy czasu pracy nie może wejść w życie w zakładzie bez zgody pracowników. Minister przypomniał, że takie rozwiązanie sprawdziło się w czasie obowiązywania ustawy antykryzysowej i dzięki niemu udało się utrzymać wiele miejsc pracy. Minister Kosiniak Kamysz podkreślił również, że w przyszłym roku płaca minimalna wyniesie 1680 złotych i że jest to kolejny rok znaczącego wzrostu.

Minister odniósł się też do żądań wycofania się z reformy, która podniosła wiek emerytalny do 67 lat. Zwrócił uwagę, że im ktoś dłużej pracuje, tym jego emerytura będzie wyższa. Zaznaczył, że decyzja o zrównaniu wieku przechodzenia na emeryturę nie była dla rządu łatwa ani politycznie, ani społecznie. Trzeba było to jednak zrobić ze względów demograficznych.

Protesty zorganizowane przez OPZZ, Solidarność i Forum Związków Zawodowych mają trwać 4 dni. Jutro związkowcy organizują pikiety przed budynkami ministerstw. Potem przemaszerują przed Sejm i rozłożą tam miasteczko namiotowe. Na sobotę zapowiedzieli marsz gwiaździsty.

>>> Czytaj również: Szef OPZZ: uelastycznienie czasu pracy jest jak niewolnictwo

Reklama

Politycy deklarują, że nie będą mieszać się w demonstracje związków zawodowych. Od jutra do soboty Solidarność, OPZZ i inne organizacje zamierzają manifestować w stolicy.

Szef SLD Leszek Miller mówi, że posłowie jego partii nigdzie się nie wybierają, bo związkowcy nie przewidują udziału polityków i trzeba uszanować wolę organizatorów. Nie wyklucza jednak udziału posłów SLD w dyskusjach, jeśli pojawi się taka możliwość.

Władze szacują, że w sobotnim marszu może wziąć udział nawet 100 tysięcy związkowców.