Iwona J. w 2007 r. wygrała konkurs na II sekretarza ds. konsularnych w Ambasadzie RP w Rydze. Po ponad roku pracy zaszła w ciążę, o czym bardzo szybko poinformowała przełożonych. Nie brała zwolnień do czasu, kiedy z powodu krwawienia trafiła do szpitala.
Podczas jej hospitalizacji ambasador Maciej Klimczak, obecny sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta, wysłał pismo do centrali MSZ z informacją o jej ciąży, pisząc, iż „powyższa sytuacja komplikuje stan kadrowy”. W efekcie dzień po powrocie ze szpitala Iwona J. otrzymała odwołanie z placówki. Decyzja była podpisana przez Romana Kowalskiego, ówczesnego zastępcę dyrektora biura spraw osobowych, który obecnie jest ambasadorem na Węgrzech. Podczas zeznań – jak czytamy w wyroku – „w zasadzie przyznał on, że stan ciąży był komplikacją dla pracy konsulatu i stanowił podstawę do rozwiązania umowy”. Sąd uznał to za dyskryminację.
Zgodnie z odwołaniem od września 2009 r. Iwona J. miała opuścić placówkę, zaś umowa o pracę kończyła się w momencie porodu. We wrześniu lekarz ze względu na stan ciąży stwierdził, że podróż wiązałaby się z zagrożeniem życia dla niej i dla dziecka. Wtedy też utraciła prawo do bezpłatnej opieki medycznej, przestała bowiem świadczyć pracę na placówce. Za leczenie musiała więc zapłacić sama.
>>> Czytaj też: Kobietom w ciąży trudniej o kredyt
Reklama
MSZ przekonuje, że to nie ciąża była powodem odwołania Iwony J. z placówki. „Wynikało ono z negatywnej oceny jej pracy” – informuje biuro prasowe resortu. Z wyroku sądowego wynika, że chodziło m.in. o zarzut, iż nie było jej w pracy, gdy w placówce nie było żadnego konsula. Problem w tym, że była wówczas na trzydniowym urlopie zatwierdzonym przez samego ambasadora. Nikt też nie wezwał jej, by go odwołała. Drugim zarzutem było to, że prosiła o rozliczenie pieniędzy na wydatki związane z używaniem samochodu służbowego.
Oba zdarzenia, zdaniem sądu, nie mogły jednak mieć wpływu na decyzję o jej odwołaniu, bowiem doszło do nich po wręczeniu jej zwolnienia. MSZ informuje, że chodziło również o ocenę z wcześniejszych czasów, ale nie podaje konkretów. Co więcej, z zeznań jej dawnych współpracowników wynika, że była ona „kompetentnym, zaangażowanym pracownikiem” i jako jedyna na stanowisku kierowniczym perfekcyjnie znała język łotewski.
Ówczesny ambasador Maciej Klimczak odmówił komentarza w tej sprawie. Z kolei resort argumentuje w apelacji, że pozew do sądu wpłynął za późno: „Niezgodność rozwiązania umowy o pracę przez pracodawcę pracownik może wykazać wyłącznie przez powództwo wniesione z zachowaniem odpowiedniego terminu”. I rzeczywiście – jak przyznają prawnicy z Kancelarii Adwokacko-Radcowskiej Gujski, Zdebiak – termin ten w przypadku wypowiedzenia wynosi 7 dni od dnia doręczenia pisma wypowiadającego umowę o pracę. Iwona J. złożyła je dopiero po porodzie. Przyznaje, że była zbyt skupiona na utrzymaniu ciąży. Twierdzi też, że swojej sprawy nie chciała nagłaśniać, gdyby nie to, że resort w odwołaniu zażądał obciążenia jej kosztami postępowania. „Zasadą procesu cywilnego jest to, że strona, która proces przegra, zobowiązana jest do zwrotu kosztów procesu stronie przeciwnej” – tłumaczy biuro prasowe MSZ i dodaje, że odwołuje się, bowiem w tej sprawie nie była stosowana dyskryminacja.
Tymczasem inna pracownica opowiada, że w podobnym czasie pracowała w innej placówce również jako wicekonsul. – Kiedy zaszłam w ciążę, nie brałam zwolnienia, ale po tym, jak poinformowałam o tym przełożonych, stosunek do mnie zmienił się radykalnie. Atmosfera była nie do wytrzymania – mówi była pracownica MSZ. Dlatego zwróciła się o pomoc do centrali. – Wsparto mnie w decyzji o powrocie z placówki na własne życzenie. Jednocześnie obiecano mi, że po porodzie dostanę nową, dobrą propozycję – opowiada. Po porodzie nikt się już do niej nie odezwał.
Ministerstwo wskazuje jednak, że są znane przypadki zatrudniania na stanowiskach konsulów kobiet w ciąży, co przeczy argumentacji o dyskryminacji w MSZ. A z nieoficjalnych rozmów z pracownikami resortu wynika, że zdarzają się także przypadki, gdy kobiety w ciąży wyjeżdżające na zagraniczne placówki traktują je jako dobre miejsce do realizacji planów macierzyńskich. Biorą wtedy długie zwolnienia, a następnie urlop macierzyński, i spędzają czas w komfortowych warunkach.
>>> Czytaj też: Coraz więcej firm ułatwia pracę młodym matkom