Na ostatniej sesji października pojawił się tam impuls wzrostowy w postaci większego programu luzowania ilościowego ze strony Bank of Japan. W efekcie, o poranku rynki nie były wstanie ocenić, czy euforyczna zwyżka Nikkei o blisko 5 procent, która na Wall Street zaowocowała nowymi rekordami indeksów, znajdzie korektę, czy kontynuację. Europa wybrała drogę wyczekiwania na kolejną sesję w USA, którego nie były wstanie przerwać mieszanie odczyty indeksów PMI dla przemysłu. GPW poddała się atmosferze wyczekiwania i w sposób klasyczny dla wielu poniedziałków wygasiła zmienność oraz obrót. Dlatego też rynek potrzebował blisko pięciu godzin, by licznik na szerokim rynku pokazał mizerne 200 mln złotych.

Równie skromne były zmiany głównych indeksów, które przez większą część sesji notowały kosmetyczne spadki i drobną zmianą korelowały z indeksami na rynkach bazowych. Przełomem nie było również wejście do gry Wall Street, gdzie do rangi wydarzenia dnia miał urosnąć mocny odczyt indeksu ISM dla amerykańskiego przemysłu. W finale Warszawa zdobyła się na 493 mln obrotu na szerokim rynku i ledwie 393 mln w ramach WIG20. Indeks największych spółek stracił 0,05 procent, gdy szeroki WIG oddał 0,03 procent. Niski obrót i kosmetyczne zmiany najważniejszych średnich pozwalają na tezę, iż poniedziałek był konsolidacją, która w przypadku WIG20 przełożyła się na zawieszenie wykresu pomiędzy luką-oporem z początku października a luką-wsparciem z ostatniej sesji zakończonego miesiąca.

W sumie był to jeden z wielu spokojnych poniedziałków, który dziś tłumaczy jeszcze analogiczne zachowanie giełd otoczenia oraz solidarne oczekiwanie większości segmentów rynkowego krajobrazu na kluczowe wydarzenia tygodnia, jakim są decyzje Europejskiego Banku Centralnego i comiesięczne dane z amerykańskiego Departamentu Pracy. W Polsce oczekiwaną zmienną jest środowa decyzja Rady Polityki Pieniężnej, która ostatnio zaskoczyła inwestorów nietypowymi zmianami stóp procentowych.