Dokładnie 11 grudnia do nabrzeża terminala LNG w Świnoujściu zacumuje katarski gazowiec wiozący około 205 tys. m sześc. skroplonego gazu do pierwszego napełnienia instalacji. W czerwcu 2016 r. gazoport ma już być normalnie eksploatowany. I co dalej?

Pierwszy w regionie klasyczny, stacjonarny terminal będzie oczywiście miał swoje znacznie strategiczne, geopolityczne itp. Ale, jak uważa szefujący Polskiemu LNG – operatorowi terminala – Jan Chadam, infrastrukturę tego typu buduje się także po to, żeby zarabiała, czyli żeby do terminala docierały transporty LNG, a zbudowanymi przy okazji gazociągami płynął gaz. Chadam kreśli wizję potencjalnych dostaw ze Świnoujścia do Europy Środkowej i na Ukrainę, co będzie znacznie łatwiejsze po ukończeniu planowanych przez Gaz-System kilku nowych odcinków gazociągów, dochodzących m.in. do węzła na ukraińskiej granicy. Pomysł jak najbardziej na czasie, bo właśnie wybuchła kolejna awantura Kijowa z Gazpromem, a Ukraińcy niezmiennie utrzymują, że skoro rosyjski gaz jest za drogi, to dalej będą go sprowadzą sobie z Zachodu.

>>> Czytaj też: Nie będzie Gazociągu Tureckiego. Rosja wstrzymuje wielki projekt inwestycyjny

A dostawami ten obszar Europy poważnie zainteresowane są firmy z USA i Kanady. Co prawda, Wyzwaniem jest teraz przekonanie dostawców zza oceanu, że polski terminal i system gazociągów są najbardziej efektywną drogą dostarczenia towaru do odbiorcy. Poważnym argumentem jest fakt, że dłuższy o dwa dni rejs gazowca do Świnoujścia to mniejsze koszty, niż przesłanie gazu z któregoś z zachodnioeuropejskich terminali rurami. Oczywiście pod warunkiem zaoferowania konkurencyjnych stawek za regazyfikację LNG. Realna perspektywa przesyłania gazu z terminala nie tylko na wewnętrzny rynek polski ale również do państw regionu to 2 lata – ocenia Chadam. Inny kierunek ekspansji otwiera ewolucja rynku LNG – to zaopatrywanie statków, napędzanych skroplonym gazem oraz jego redystrybucja do małych, lokalnych terminali. A tylko Finowie budują trzy takie małe terminale. W dodatku ostatnio zarzucili plany budowy dużego terminala importowego, zatem Świnoujście pozostanie na razie jedynym realnym źródłem zaopatrzenia w skroplony gaz na Bałtyku. Z kolei potencjał rynku bunkrowania statków na Bałtyku Polskie LNG szacuje nawet na 5 mld m sześc. gazu rocznie pod koniec przyszłej dekady. Znaczenie tego paliwa szybko rośnie ze względu na wprowadzenie zaostrzonych norm emisji na Bałtyku i Morzu Północnym.

>>> Czytaj też: Arabska ropa zastąpi w Polsce rosyjską? Technicznie jest to możliwe

Reklama

Na razie instalacja w Świnoujściu nie ma możliwości przetłoczenia skroplonego gazu ze zbiorników na statek. Odpowiednią instalację trzeba by dopiero wybudować, przy czym powstałaby ona w innymi miejscu gazoportu niż punkt odbioru LNG z olbrzymich metanowców, tak aby statki nie przeszkadzały sobie wzajemnie.

Odpowiedź na pytanie, czy taki biznes może się opłacać miało dać studium wykonalności, jakie Polskie LNG zamówiło. Jak udało się nam dowiedzieć, analiza ta generalnie wykazuje, że przy spełnieniu pewnych warunków, rozbudowa terminala o trzeci zbiornik, powiększenie zdolności regazyfiakcji oraz świadczenie usług bunkrowania statków i redystrybucji LNG będą miały uzasadnienie ekonomiczne. Zaistnienie tych warunków określa się jako bardzo prawdopodobne. Choć zawsze są jakieś ryzyka. Na przykład armatorzy deklarują, że chętnie napędzali by statki LNG, ale nie mają gdzie go bunkrować. Nie ma jednak przecież pewności, czy gdyby w Świnoujściu można by zabunkrować paliwo, to rzeczywiście przestawili by się na korzystanie z LNG i zaopatrywali się w terminalu.

Jak wygląda termin uruchomienia? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl