W polityce Niemiec wobec Rosji widoczne są coraz większe różnice między kanclerz Angelą Merkel a szefem dyplomacji Frankiem-Walterem Steinmeierem - pisze w czwartek dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung".

Socjaldemokrata Steinmeier traci wiarygodność, chcąc pozyskać lewicowy prorosyjski elektorat w swym kraju.

Zgodne działania urzędu kanclerskiego i MSZ w początkowym okresie konfliktu rosyjsko-ukraińskiego były wielkim osiągnięciem Steinmeiera i Merkel, którzy zdołali wznieść się ponad różnice w polityce wobec Wschodu z czasów ich poprzedniej koalicji z lat 2005-2009 - ocenia autor komentarza Majid Sattar. "Dzięki temu Waszyngton mógł z czystym sumieniem przekazać Berlinowi faktyczne kierownictwo negocjacji z Moskwą" - zauważa publicysta.

Pierwsze pęknięcia między Merkel a Steinmeierem w polityce wobec Rosji pojawiły się na wiosnę, gdy Steinmeier wraz z szefem SPD Sigmarem Gabrielem próbowali doprowadzić do rozmiękczenia sankcji wobec Moskwy - twierdzi Sattar. Jego zdaniem "Merkel uznała poluzowanie sankcji za przedwczesne i skontrowała swojego ministra spraw zagranicznych".

>>> Czytaj też: Turecko-rosyjskie pojednanie na warunkach Kremla. Putin chce wykorzystać słabości Ankary

Reklama

Po tym zgrzycie Steinmeier kontynuował serię "dziwnych" wypowiedzi, szczególnie przed lipcowym szczytem NATO w Warszawie, ostrzegając przed "wymachiwaniem szabelką" w kierunku Rosji. Słowa Steinmeiera "wywołały zaniepokojenie w Europie Wschodniej i w kwaterze głównej NATO" - przypomina "FAZ".

"Katastrofalna wypowiedź w lipcu była jedynie przygrywką" do dalszych działań w tym stylu - twierdzi Sattar dodając, że w obecnej chwili, na krótko przed końcem przerwy wakacyjnej, nie ma wątpliwości, iż Merkel i Steinmeier oceniają politykę Moskwy "zasadniczo inaczej".

Komentator podkreśla, że Kreml "nie próżnował" podczas wakacji. W wypróbowany, stosowany przez służby sposób "udaremnił" sabotaż ukraińskich agentów na Krymie - ironizuje Sattar. W Syrii Rosja wykorzystuje polityczną nieobecność Zachodu pozwalając swemu sojusznikowi, prezydentowi Baszarowi el-Asadowi na bombardowanie Aleppo i głodzenie jego mieszkańców - czytamy w "FAZ".

Podczas gdy Merkel określiła działania Rosji jako cyniczne, Steinmeier pojechał do Jekaterynburga, by w wygłoszonym tam przemówieniu "oddać się marzeniom". "Gdy nadejdzie czas odbudowy w Syrii, Niemcy i Rosja powinny współdziałać ręka w rękę" - mówił szef niemieckiej dyplomacji.

Dlaczego człowiek, który dysponuje bez wątpienia potencjałem i który umocnił pozycję MSZ w rządzie, roztrwania dobrowolnie swoją wiarygodność? - pyta Sattar.

Autor komentarza zwraca uwagę na niedawny werbalny atak Steinmeiera na kandydata na urząd prezydenta USA Donalda Trumpa. Adresatem tego ataku są wyborcy w Niemczech, którzy wykazują wielkie zrozumienia dla Rosji i równocześnie żywią antypatię do Stanów Zjednoczonych. Te postawy są szczególnie popularne na niemieckiej lewicy, gdzie SPD traci poparcie - tłumaczy komentator.

SPD osiąga słabe wyniki w sondażach. Szef partii Gabriel już od dawna prowadzi kampanię wyborczą, a Steinmeier musi wysłuchiwać zarzutów, że należy co prawda do najpopularniejszych niemieckich polityków, lecz partia nic z tego nie ma.

"Steinmeier nie jest z pewnością pozbawionym skrupułów żołnierzem partyjnym. Jego postawa nie jest jednak całkowicie pozbawiona wyrachowania" - ocenia Sattar. Jego zdaniem Steinmeier walczy o pozostanie na stanowisku szefa dyplomacji po wyborach parlamentarnych w 2017 roku, gdy władzę może przejąć koalicja "czerwono-czerwono-zielona" - SPD, Lewica, Zieloni.

"Cena (za pozostanie na stanowisku) jest wysoka" - ostrzega Sattar na łamach "Frankfurter Allgemeine Zeitung".

>>> Polecamy: Porozumienie z Mińska od początku było fikcją, w Donbasie znów wrze. Co chce ugrać Rosja?