Chyba nijak, bo kiedy wchodzę na stronę Fyre Festival, widzę trochę zdjęć reklamowych, mnóstwo merchu do nabycia, informację, że pierwszych sto biletów zostało wyprzedane i tyle. Żadnych zdjęć z przygotowań, linków do social mediów, niczego. Może robiłoby to wrażenie tajemniczego i ekscytującego, ale po obejrzeniu wyprodukowanego przez Netflix filmu dokumentalnego„Fyre: Najlepsza impreza, która nigdy się nie zdarzyła” (2019, reż. Chris Smith) – raczej przeraża.

Być jak Pablo Escobar

Dokument Simtha to zapis jednej z najbardziej spektakularnych porażek biznesowych w historii, która umieściła jej pomysłodawcę za kratkami. Przez wiele miesięcy wyglądało to identycznie, jak wygląda za drugim podejściem – opinia publiczna wiedziała, że coś jest organizowane, tysiące ludzi zakupiło bilety za niemałe pieniądze, a organizatorzy do dnia imprezy nie udostępnili żadnych materiałów z przygotowań.

Reklama

Czym właściwie był, a raczej miał być Fyre Festival? To autorski pomysł amerykańskiego przedsiębiorcy Billy’ego McFarlanda, współorganizowany przez rapera Ja Rule. Z założenia – niezwykła, luksusowa impreza na kupionej specjalnie na tę okazję wyspie na Bahamach, należącej swego czasu do kolumbijskiego barona narkotykowego Pablo Escobara. Zapowiadano występy takich gwiazd jak Blink 182 czy Migos i Major Lazer. W reklamach Fyre Festivale wystąpiły topmodelki tego formatu co Kendall Jenner i Emily Ratajkowski. Bilety kosztowały niemało, ale ile miały kosztować, skoro obejmowały lot na wyspę prywatnym samolotem?

Straszliwa, narastająca, nieunikniona apokalipsa

Dla opinii publicznej wokół festiwalu nic się nie działo przez długi czas, aż w końcu pojawiły się głosy licznych zniecierpliwionych, którzy zakupili pakiety biletów i do ostatniej chwili nie dostali żadnych informacji. Gdzie zbiórka na lot? Jak wyglądają miejsca noclegowe? Czy wszystkie koncerty się odbędą? Jaki jest dokładny adres lokalizacji? Nie wiadomo było nic.

Od strony ekipy organizacyjnej – do dnia festiwalu trwała straszliwa, narastająca, nieunikniona apokalipsa. McFarland wyciągał kolejne pieniądze od oczarowanych nim sponsorów, którymi łatał bieżące potrzeby, jak opłacanie miejscowych robotników, którzy próbowali w ekspresowym tempie zbudować teren festiwalu. Ze wszystkich stron, od wszystkich specjalistów, których zatrudnił, docierały do niego informacje, że to nie ma szans się udać. Miał na to jedną odpowiedź – „nie pokazujcie mi problemów, pokazujcie mi rozwiązania”.

Miał być prywatny samolot, była tragedia

Ostatecznie McFarland zadłużył przedsięwzięcie na 26 milionów dolarów. Ludzie, którzy zakupili bilety (niektóre pakiety chodziły po 12 000 dolarów!), na wyspę nie dostali się ostatecznie prywatnym samolotem. Większość nie dostała się w ogóle. Ci, którzy przylecieli pierwszą turą, otrzymali zbiorowy transport samolotem w dość podejrzanym stanie. Kiedy dotarli na miejsce, przez wiele godzin raczono ich tequillą, uparcie nie wskazując miejsc do spania. Jak w końcu do nich dotarli, okazało się, że są to kompletnie przemoczone przez ulewę, półotwarte namioty z nasiąkniętymi wodą materacami, w dodatku nie wystarczy ich dla wszystkich. Żeby przetrwać noc, uczestnicy festiwalu przyjęli na ten czas prawo buszu, walcząc o ostatnie skrawki wolnej przestrzeni. Nie mieli prądu, bieżącej wody ani żadnych informacji, jak wydostać się z tego koszmaru. Następnego dnia walczyli o jakąkolwiek możliwość powrotu do domu.

Oczywiście większość artystów, kiedy zaczęły docierać do nich plotki o tym piramidalnym niepowodzeniu, wycofała się z udziału w imprezie. Festiwal został odwołany. Ludzie, którzy pracowali przy organizacji, przepłacili tę przygodę problemami psychicznymi w rodzaju PTSD. Posypały się pozwy. Ja Rule został przez sąd uniewinniony, natomiast Billy McFarland – skazany na sześć lat więzienia. Wyszedł po czterech i, jak już wiemy, przystąpił do promowania wizji drugiej edycji festiwalu.

Elon Musk, któremu nie wyszło

Druga edycja Fyre Festival ma się, według sierpniowych zapowiedzi, odbyć 6 grudnia 2024 roku na Karaibach. Jednak tym razem organizatorzy zastrzegli sobie prawo do zmiany terminu i lokalizacji. Jeśli to prawda, że wszystkie 100 biletów z uwolnionej w pierwszym etapie sprzedaży puli rozeszło się na pniu, oznacza to, że znalazły się osoby, które pomimo spektakularnej katastrofy, jaką była pierwsza edycja, postanowiły dać McFarlandowi drugą szansę. Chyba nie był to dobry wybór – do tej pory nie ma informacji o kolejnych pulach z przewidzianych 777 wejściówek. W ogóle, nie ma żadnej informacji.

Taka historia mogła się przydarzyć tylko w specyficznych warunkach kulturowych. Widzimy tutaj kilka zjawisk – łatwość, z jaką ludzie nabierają się na obietnicę luksusu, kapitalistyczny styl pracy („nie pokazujcie mi problemów, pokazujcie mi rozwiązania”) i wielką społeczną naiwność, która karze wielbić nam tzw. wizjonerów. Billy McFarland to rewers Elona Muska. Elon Musk, któremu nie wyszło.