Wczoraj TVP wyemitowała film Sylwestra Latkowskiego w sprawie „Taśmy Amber Gold. Układ Trójmiejski nie umiera nigdy”. Można Latkowskiego lubić bądź nie, ale to jedna z najlepiej znających temat parabankowej afery sprzed lat osób w Polsce. Sam film uważam za dość ciekawy, o ile interesujące może być pokazywanie w inscenizacjach przez półtorej godziny kilku rozmów nagranych w wersji audio. Jeszcze ciekawsze okazały się dla mnie jednak reakcje polityków Prawa i Sprawiedliwości oraz prorządowych dziennikarzy, którzy nie mogą znaleźć słów oburzenia na to, co wyczyniano za rządów Donalda Tuska, Sławomira Nowaka i reszty platformianej ekipy.

A ja czegoś nie rozumiem... Sylwester Latkowski pokazał, że bardzo mało prawdopodobne jest, aby za Amber Gold stało małżeństwo P. Co więcej, wykazywał w swym filmie, że ci, którzy trzęśli Trójmiastem w 2009 r., trzęsą nim nadal. Zmienili jedynie metody swej bezprawnej działalności na bardziej cywilizowane.

Rodzi się zatem pytanie: czy Sylwester Latkowski kłamie, czy Prawo i Sprawiedliwość, wraz ze zbrojnym ramieniem w postaci prokuratury, zarządzanej od lat przez ministra sprawiedliwości, nie zrobiło nic w sprawie przez pięć lat? Zakładam, że część dawnych czynów się przedawniła, innych sprzed lat nie da się już udowodnić, gdyż okazja bezpowrotnie przepadła. Ale czy naprawdę każdy jeden członek mafii (tego pojęcia używa Latkowski, a politycy PiS oraz część dziennikarzy mu wtórują) działa już legalnie i nie da się mu nic zarzucić? Byłby to ewenement na skalę światową.

Mówiąc wprost: z utyskiwania i narzekania na Donalda Tuska już nic nie wyniknie. Ba, nawet już niewiele na tym się da ugrać politycznie, bo każdy choć trochę zainteresowany polityką wie, że syn byłego premiera uważał, jak twierdzi - wraz z ojcem, Amber Gold za lipę. To, co rządzący mogliby zrobić, aby przywrócić choć trochę sprawiedliwości po latach bezprawia z czasów panowania koalicji PO-PSL, to wsadzić kilku trójmiejskich gangusów do paki. Najlepiej tych, którzy stworzyli "małą Sycylię" i są baronami układu trójmiejskiego.

Reklama

Co do samych piramid finansowych: sprawa Amber Gold to haniebny rozdział w dziejach III RP. Niefunkcjonujące sądy, prokuratury, organy administracji publicznej, śmieszno-straszna kuratela, niemoc polityków... Można by wymieniać długo. Ale czy zarządzający państwem, ci obecni, wyciągnęli z tego wnioski? Od sześciu lat opisuję na łamach DGP coraz to nowe piramidy finansowe (uprzedzam pytanie - dlatego od sześciu, bo od tylu pracuję jako dziennikarz). W większości przypadków po moich tekstach tymi finansowymi nowotworami zaczynają interesować się urzędnicy - czy to Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, czy Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego. Ale co robi prokuratura? Z tego co wiem, z co najmniej kilkunastu opisanych przeze mnie "bohaterów" stojących za nielegalnymi schematami tylko jednemu postawiono zarzuty i został tymczasowo aresztowany. Wyszedł już zresztą za kaucją. Stać go, bo parabiznes, który założył, naciął ludzi na co najmniej 70 mln zł. Pozostali dalej bawią się z państwem w kotka i myszkę: jedną piramidę zamykają, by po chwili otworzyć kolejną. Nie są to działalności tak widowiskowe i duże jak Amber Gold. Faktem jednak jest, że Polacy na "inwestycjach" w piramidy finansowe tracą od 250 do 300 mln zł rocznie. A organy państwa, z ministerstwami na czele, co jakiś czas przypominają sobie o kłopocie, zapowiadają, że poprawią sytuację ofiar oszustów, ale później nic się nie dzieje. A jest o kogo zadbać. I jest kogo karać. Trzeba jednak mniej oburzać się w telewizji czy na Twitterze, a więcej robić.