Po Łotwie, Litwie i Danii przyszedł czas na Niemcy i w tym kraju politycy również powiedzieli głośne „tak” dla przywrócenia obowiązkowej służby wojskowej. Za wprowadzeniem takiego rozwiązania opowiedziała się lwia część delegatów opozycyjnej CDU, która po kolejnych wyborach ma szansę na współrządzenie.
Chcą odwieszenia obowiązkowej służby wojskowej
Delegaci CDU odpowiedzieli tym samym na apel swej młodzieżówki – Unii Junge – i uznali, że w obliczu rosyjskiego zagrożenia Bundeswehra musi się rozwijać i rosnąć w siłę. Zaproponowane przez nich rozwiązania są dość ciekawe, bowiem nie oznaczają skopiowania schematu sprzed lat, gdzie każda młoda osoba z rozdzielnika lądowała w kamaszach.
Tym razem Niemcy, etapami wprowadzając obowiązkowy rok służby, chcą, aby była możliwość odsłużenia swej powinności względem kraju w ramach tzw. „roku socjalnego”. Oznaczać to będzie, że każdy obywatel, po przejściu ponownych badań lekarskich, niekoniecznie od razu pójdzie do wojska, ale będzie mógł skorzystać z innego rodzaju służby zastępczej, także potrzebnej krajowi. To zaś, jak wiele osób bezpośrednio zasili szeregi Bundeswehry, zależeć będzie od corocznego zapotrzebowania armii oraz wyników testów, podczas których obywatele mieliby być pytani o „motywację i chęć służenia”.
Na zaproponowane przez Niemców rozwiązania z zaciekawieniem patrzą polscy wojskowi, którzy nie mają złudzeń, że czasy dobrowolnej służby wojskowej już minęły. W ocenie generała Waldemara Skrzypczaka, byłego dowódcy Wojsk Lądowych, demografia nie pozwoli Europie na to, by dłużej opierać się na ochotnikach.
- Widać wyraźnie, że wszyscy w Europie szukają rozwiązania problemu poboru. A największym problemem jest niski poziom akceptacji tego zjawiska. Po drugie, wszyscy mają świadomość tego, że zagrożenie wojną jest i w związku z tym pobór w takiej, czy innej formie będzie musiał być. I Niemcy, pragmatycy, pokazują, że szukać trzeba innych rozwiązań. Jak widać, nie stawiają tylko na ochotników, bo zobaczyli, że to się nie sprawdza – ocenia w rozmowie z Forsal.pl generał Skrzypczak.
Polska powinna iść w ślady Niemiec? Generałowie mają pewien plan
Obowiązkowa służba wojskowa zawieszona została w Niemczech w 2011 r., czyli 3 lata po tym, jak zrobiła to Polska. Widząc zaś dzisiejsze problemy ze skompletowaniem, zapowiadanej przez polskich polityków 300-tysięcznej armii, wojskowi nie mają złudzeń, że i u nas trzeba coś z tym fantem zrobić.
- Nad wypracowaniem nowego modelu poboru powinny siedzieć sztaby ludzi. Ale musi to być model, który będzie optymalny, ale też zobowiąże ludzi do obowiązku wobec ojczyzny. Nie może być tak, że obywateli się zwalnia z obowiązku obrony ojczyzny. Musi to być taki sposób, niekoniecznie tylko finansowy, który jest nie do końca patriotyczny, ale zobowiązujący do obowiązku wobec ojczyzny – mówi generał Skrzypczak.
Pomysł na to, aby również w Polsce przestano się bać wojska i myśleć o nim jak o armii sprzed 25 lat, ma też generał Roman Polko, były dowódca jednostki GROM. Mając świadomość tego, że musimy budować rezerwy, od których zależy nasze bezpieczeństwo, proponuje zmianę podejścia armii do obywateli.
- Kluczem jest budowanie świadomości. Popatrzmy, z czym się teraz mierzy Ukraina. Siłą ludzi z zagranicy nie ściągną, nie wcielą do armii, bo mięso armatnie nie będzie się angażować w życie armii. Stąd też trzeba działać w sposób inteligentny, aby ludzi nie straszyć, ale zachęcać – mówi generał Polko.
Postuluje on, aby w pierwszej linii, która kontaktuje się z potencjalnym poborowym, posadzić ludzi znających pole walki, rozumiejących armię, a nie żołnierzy tyłowych. Tylko bowiem ktoś z nowoczesnym podejściem łatwiej będzie w stanie przekonać młodego człowieka, że przygoda z wojskiem nie oznacza od razu wysłania na linię frontu.
- Trzeba zarysować ścieżkę, bo w armii są potrzebni różnego rodzaju eksperci, a tylko około 20 procent jest na pierwszej linii. To, co u nas jest największym problemem i co starał się zmienić generał Kukuła, to jest kultura z minionej epoki. Poborowy najpierw zderza się z jakimś biurokratą, który sam prochu nie wąchał, ale chętnie innych wysyła. I to jest problem, aby tam byli ludzie, którzy mają jakieś doświadczenie, bo oni potrafią rozmawiać innym językiem – zaznacza generał Polko.
Gorzkie słowa generała. „Mają bardziej racjonalnych polityków”
Polscy politycy na razie unikają jakichkolwiek rozmów na temat ewentualnego przywrócenia obowiązkowej służby wojskowej, nawet w jakiejś zmienionej i bardziej atrakcyjnej formie. A za każdym razem, gdy pojawia się dyskusja na ten temat, wszyscy niemal jak jeden mąż odżegnują się od tego pomysłu. W ocenie generała Skrzypczaka to myślenie zaprowadzi Polskę na manowce.
- Trzeba mieć odwagę decyzyjną. Ona zaś będzie wymagała oceny tego, czy naprawdę nam wojna grozi. Bo mnie, jako żołnierza, brak takiej decyzji skłania do wniosku, że wcale tej wojny nie ma, bo politycy tego nie widzą. W Norwegii zwiększają pobór, w Danii też, i oni nas wyprzedzają. Można powiedzieć, że oni mają bardziej racjonalnych polityków, choć są dalej od frontu niż Polska – podsumowuje Waldemar Skrzypczak.