Normą już się stało, że w Rosji, która od 2,5 roku bezlitośnie stara się zmiażdżyć Ukrainę i za nic ma cierpienia mieszkańców tego kraju, każdy pomysł odwetu spotyka się z histeryczną reakcją. I podobnie stało się teraz, a w roli harcownika, który ma zastraszyć Zachód, wystąpił zastępca przewodniczącego Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, Dmitrij Miedwiediew.
Miedwiediew tworzy „listę zemsty”
Miedwiediew, odkąd zakończył swój epizod na stanowisku prezydenta Rosji, coraz częściej daje się poznać z ostrego języka, rzucania przeróżnych gróźb oraz straszenia na lewo i prawo, jak to Rosja zmasakruje każdy kraj. Teraz zaś polityka tego do białości rozgrzał pomysł, by dostarczyć Ukrainie pociski dalekiego zasięgu, mogące razić cele w głębi Rosji. W jego ocenie, takie postępowanie musi spotkać się ze straszną karą, ale tym razem nie grozi krajom, mówiąc o nuklearnej zagładzie, ale chce ścigać poszczególne osoby.
Miedwiediew zaproponował, aby stworzyć w Rosji specjalną bazę danych wszystkich tych osób, które w przestrzeni publicznej nawołują do dostarczenia Ukrainie rakiet dalekiego zasięgu. Nazwał ją „bazą danych o wrogach kraju”.
„Mimo szeregu oczywistych kwestii prawnych warto pomyśleć o stworzeniu otwartej publicznej bazy danych naszych wrogów, zawierającej ich dane osobowe, ze względów całkiem praktycznych” – podzielił się swymi przemyśleniami Miedwiediew na kanale Telegramu.
Baza taka, mająca charakter otwarty i dostępny dla każdego na całym świecie, miałaby stać się punktem wyjścia do rozpoczęcia zemsty na wrogach Rosji. Zemsty, której mogłyby dokonywać nie tylko służby, ale też zwykli bandyci, znający adresy zamieszkania "wrogów Rosji".
Rosyjski polityk grozi i zapowiada odwet
A jak chciałby mścić się Miedwiediew? Po pierwsze nawołuje on do tego, aby taka zemsta była nieuchronna, a każda osoba, która znajdzie się na liście, nie znała dnia, ani godziny, gdy spadnie na nią karzący miecz Rosji.
„Aby każde stworzenie, niezależnie od narodowości, wiary, obywatelstwa i stanowiska, które się przyczyniło do zbrodni przeciwko naszemu krajowi i naszemu narodowi, lub jakąkolwiek odpychaną szumowinę, po prostu krzycząc: „Zabijajcie cywilów w Kursku!”, wiedzieli, że po nich przyjdą” – twierdzi rosyjski polityk.
Z tych lakonicznych zapowiedzi wnioskować można, że wcale nie tak trudno będzie znaleźć się na tej „liście Miedwiediewa”. Wystarczy gdzieś w przestrzeni publicznej poprzeć pomysł odwetowego ataku na Rosję, by znaleźć się na celowniku. Groźbę od razu podchwyciły rosyjskie media, a agencja TACC przytacza ją jako przykład tego, iż Rosja nie zapomina. To już kolejna próba zastraszania zachodnich społeczeństw, by te wycofały swe wsparcie dla Ukrainy. Dotychczasowe groźby spalenia europejskich stolic nuklearnym ogniem spotkały się jedynie z odpowiedzią NATO, które zaczęło wzmacniać swe zdolności obronne. Nie mogąc uderzyć w państwa, najwyraźniej teraz próbują zastraszać pojedyncze osoby.