Wynalazek polskich naukowców i wojskowych, czyli moździerz samobieżny „Rak” pojawił się na Ukrainie stosunkowo późno, bo dopiero po ponad roku walk, ale jak się dziś okazuje, podbił serca żołnierzy. Opowiedzieli dziennikarzom, czemu ta maszyna to prawdziwe złoto.

Polski „Rak” stał się pogromcą Rosjan

O zaletach polskiego „Raka”, który na Ukrainie nie ma chwili odpoczynku, z żołnierzami 44. Oddzielnej Brygady Zmechanizowanej porozmawiali reporterzy telewizji Armija TV. Nie przez przypadek trafili do tej jednostki, bowiem to właśnie ona od samego początku, czyli jeszcze od czasu szkoleń w Polsce, ćwiczyła się w obsłudze „Raka”. W ich ocenie nie jest to zwykły moździerz kalibru 120 mm, ale coś znacznie więcej.

- „Rak” jest najskuteczniejszy w działaniach ofensywnych. Jeśli stoisz w defensywie, blisko linii bitwy, bez ruchu, istnieje ryzyko wykrycia. Dlatego maszyny stacjonują nieco dalej, wyjeżdżając na zmianę do wykonywania zadań – mówi „Mityai”, dowódca jednej z załóg „Raka”.

I właśnie prędkość ma być jedną z zalet polskiej maszyny. Opisując swe doświadczenia bojowe, ukraińscy żołnierze zaznaczają, że dzięki niej mogą błyskawicznie dostać się na wyznaczone miejsc otwarcia ognia, co jednorazowo zajmuje im od 5 do 10 minut. Gdy już przychodzi do samego strzelania, to trwa ono dosłownie chwilę, a następnie pojazd musi jak najszybciej uciekać na tyły, by przeładować, a jednocześnie nie stać się celem rosyjskich dronów. Okazuje się, że nawet z nimi, dzięki prędkości, jest w stanie wygrać.

- Powiedziano nam, że Lancet i Supercam już leciały za nami, musieliśmy pilnie wracać. Jak tylko dałem gazu, nie bałem się już dronów, ale prędkości, z jaką jechaliśmy. Tam w środku trzeba było trzymać się z całych sił – opowiada „Bob” dowódca jednego z Raków.

Prędkość, z którą porusza się „Rak” na płaskim terenie, również zachwyca Ukraińców. Niejednokrotnie mknęli po polu, by zająć pozycje strzeleckie z prędkością przekraczającą 100 km na godzinę. W tej beczce miodu jest jednak łyżka dziegciu – „Rak”, z uwagi na swój ciężar potrafi się zakopać w grząskim gruncie.

Ukraińcy zachwyceni. „Rak” uciekł nawet przed Lancetem

Kształceni na polskich poligonach Ukraińcy, wyuczeni polskiej taktyki z czasem musieli ją nieco zweryfikować, a wszystko to dzięki frontowym doświadczeniom. Podkreślają, że podstawowym błędem, jaki można popełnić podczas walki „Rakiem”, to maskowanie się i nieruchome czekanie na oddanie strzału. Wtedy jest się narażonym na ataki wrogich dronów i ostrzał artyleryjski, stąd najlepszą taktyką okazuje się być błyskawiczne dotarcie na wyznaczone miejsce, oddanie serii i równie szybka ucieczka.

Ukraińska praktyka pokazała też, że książkowy zasięg ognia „Raka”, mający wynosić do 12 km nijak ma się do rzeczywistości. Do Rosjan najlepiej strzela im się z odległości od 5 do 6,5 km i właśnie wtedy moździerz pokazuje swą niebywałą wręcz celność. Gdy „Rak” zaczął pojawiać się na polu walki, Rosjanie nie mieli pojęcia, w jaki sposób tak precyzyjnie można ich trafiać kilka razy z rzędu.

- Potrafi dobrze atakować, posiada także tryb, kiedy trzy miny zostają wypuszczone z rzędu po różnych trajektoriach.Pojazd sam wie, gdzie jest. Mogę przesunąć się o 500 metrów w bok, system dostosuje dane i będzie kontynuował pracę – mówi „Mityai”.

Jak zaznaczają Ukraińcy, jest to zasługa polskiego systemu kierowania ogniem Topaz, w który wyposażono nie tylko „Raki”, ale również „Kraby”.

Żołnierze: Polska broń najlepsza na Ukrainie

Ale to jeszcze nie koniec zalet, jakie wyliczają ukraińscy artylerzyści. Bardzo cieszy ich prosty sposób konserwacji sprzętu i przygotowywania go do kolejnej akcji.

„Nie ma żadnych szczególnych problemów. Po pożarze za pomocą kompresora natychmiast wydmuchuje się gazy proszkowe i dostarcza ciecz, która chłodzi lufę” – informuje ukraiński portal Armyinform.com.ua.

Oficjalnie wiadomo, że na Ukrainę trafiła partia 24 polskich „Raków”, choć nie jest wykluczone, iż liczba te jest większa. Dotychczas na froncie zarejestrowano utratę 3 takich moździerzy. Sam pomysł stworzenia „Raka” narodził się w 2004 roku, a w 2010 ukończono prototyp na podwoziu „Rosomaka”. Na rok 2016 przypadło podpisanie pierwszych umów na dostawy „Raków” dla Wojska Polskiego, a producentem tego sprzętu jest Huta Stalowa Wola. Dziś wiadomo już, jak wygląda jego chrzest bojowy, a za wszystko wystarczy ocena, jaką wystawili „Rakowi” ukraińscy dowódcy.

„Obaj dowódcy załogi zgadzają się, że Rak to bardzo celna broń, a w porównaniu z innymi moździerzami jest najlepszą bronią, jaką mają Siły Obronne” – czytamy w armyinform,com.ua.