„Do wyborów potrzebni są wyborcy… i mój palec wskazujący” – kpił satyryk w czasach „realnego socjalizmu”, słusznie sugerując mało demokratyczny (oględnie mówiąc) charakter teatrzyku, który organizowały ówczesne władze, a który miał z grubsza przypominać procedury stosowane w krajach naprawdę demokratycznych. Tamten bonmot przypomniał mi się w związku z wyborami prezydenckimi w Iranie, bo podobieństw z sytuacją w PRL jest sporo. Przede wszystkim organy, które są wyłaniane w drodze powszechnych wyborów, wcale nie są najważniejsze. Realną władzę ma bowiem Najwyższy Przywódca, zwany też Najwyższym Prawnikiem Muzułmańskim, czyli, powiedzmy, irański odpowiednik pierwszego sekretarza KC PZPR. Tyle że ta partia nie jest świecka.
CAŁY TEKST W PAPIEROWYM WYDANIU DGP ORAZ W RAMACH SUBSKRYPCJI CYFROWEJ