Co dla polityki zagranicznej i bezpieczeństwa Niemiec oznacza zwycięstwo SPD - partii o której mówi się, że jest bardziej pacyfistyczna i mniej chętna wobec współpracy transatlantyckiej niż CDU?

W łonie socjaldemokratów rzeczywiście mamy ugrupowania o nastawieniu bardziej pacyfistycznym, ale z drugiej strony przyszły kanclerz z tej partii Olaf Scholz jeszcze przed wyborami jasno mówił o tym, że NATO jest najważniejszą organizacją bezpieczeństwa w Europie oraz że współpraca z Amerykanami w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego to podstawa bezpieczeństwa Niemiec. Scholz bardzo podkreślał tę transatlantycką orientację Niemiec.

Pamiętajmy też, że SPD wygrała wybory m.in. dlatego, że przedstawiała się jako partia kontynuacji z postulatami lekkich zmian przede wszystkim w obszarze socjalnym, gospodarczym i technologicznym. Dlatego nie spodziewałabym się głębokich zmian po tej partii również w zakresie polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, która ponadto nie była tematem kampanii wyborczej. Jednocześnie obszarem, gdzie socjaldemokraci wraz z Zielonymi będą chcieli odcisnąć swoje piętno w polityce bezpieczeństwa to kontrola zbrojeń. Tu możemy spodziewać się nowych inicjatyw.

Reklama

A jak prawdopodobni partnerzy koalicyjni dla SPD, czyli Zieloni i liberałowie z FDP, wpłyną na optykę socjaldemokratów w tym zakresie?

Partie te mogłyby wprowadzić pewne zmiany do niemieckiej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, bowiem oba te ugrupowania mają ostrzejszy ton wobec Rosji i Chin. Uważają, że polityka wobec obu tych autorytarnych państw powinna być ostrzejsza i prowadzona w konsultacji i koordynacji z administracją Bidena. Zieloni i liberałowie stawiają mocno na partnerstwo transatlantyckie.

Jednocześnie w przypadku Zielonych mamy rzeczywiście więcej pacyfistycznych postaw czy też inne podejście do kształtowania polityki bezpieczeństwa. Opowiadają się oni w większym stopniu za kontrolą zbrojeń czy dyplomatycznym przeciwdziałaniem kryzysom i konfliktom i są sceptyczni wobec wydawania 2% PKB na obronność. Zieloni mają również krytyczne podejście wobec dotychczasowych operacji reagowania kryzysowego np. w Afganistanie. Z jednej strony duża część tej partii jest za ostrzejszym kursem wobec Moskwy, z drugiej strony nie mówi nic o konieczności wzmacniania komponentu odstraszania wobec Rosji w wymiarze wojskowym.

FDP z kolei jest partią bardzo bliską Bundeswehrze, bardziej proobronną i protransatlantycką. Liberałowie są ostrzejsi zarówno w ocenie Rosji, jak i stawiają na wzmocnienie Bundeswehry. Mam nadzieję, że właśnie ta partia otrzyma ministerstwo obrony.

Czego Europa może się spodziewać po rządzie SPD-Zieloni-FDP?

Wszystkie te partie stawiają na wzmocnienie UE w obszarze polityki zagranicznej, bezpieczeństwa i obrony. Będziemy mieć najprawdopodobniej pewną proeuropejską korektę w niemieckiej polityce bezpieczeństwa, ale z ograniczeniami, bo Zieloni i SPD są generalnie bardziej sceptyczni wobec wykorzystywania instrumentów militarnych, a w szczególności wobec militarnego zaangażowania Francji w Sahelu i na Bliskim Wschodzie, w które Paryż chce wciągnąć poszczególne państwa europejskie i całą UE. Jednocześnie NATO nadal będzie uważane przez nową koalicję za niezbędny sojusz gwarantujący bezpieczeństwo Niemiec i Europy, o czym wprost mówi dokument zawierający wstępne uzgodnienia koalicyjne tych trzech partii.

Jednak kwestie polityki bezpieczeństwa są na końcu listy spraw, którymi chce się zająć przyszła koalicja i sojusznicy będą musieli nadal naciskać na Niemcy, aby ci zrozumieli, że są odpowiedzialni za bezpieczeństwo Europy i muszą inwestować w swoje siły zbrojne. Zresztą część polityków SPD i Zielonych oraz FDP zdaje sobie z tego sprawę, czego dowodem było niedawne przemówienie prezydenta Niemiec przed uroczystością wielkiego capstrzyku w Berlinie. Otóż wywodzący się z SPD prezydent Frank-Walter Steinmeier jasno powiedział, że Niemcy muszą mieć silniejszą armię i muszą w nią inwestować, co wypływa ze zmieniającego się środowiska bezpieczeństwa oraz potrzeb partnerów i sojuszników Niemiec. Był to bardzo jasny przekaz ze strony prezydenta, choć oczywiście trudno powiedzieć, na ile jego głos będzie miał przełożenie na SPD. Musimy poczekać do momentu zawarcia umowy koalicyjnej oraz na personalne rozdanie kart, w szczególności kto dostanie MSZ i MON. Ważne będą również finansowe plany nowego rządu, które zostaną przedstawione w pierwszej połowie 2022 roku.

Zatem nie należy oczekiwać przełomowych zmian, a być może pewnego zaostrzenia polityki Berlina wobec Pekinu i Moskwy za sprawą Zielonych i FDP, co częściowo mogłoby być zgodne z interesem Polski.

To jest pytanie, które zadają sobie wszyscy analitycy ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa: na ile Zieloni i liberałowie będą w stanie wprowadzić zmiany do dotychczasowego kursu polityki Niemiec wobec Chin i Rosji, który wytyczyła kanclerz Merkel, a który będzie chciał kontynuować przyszły kanclerz Olaf Scholz.

Na pewno nie będzie kontynuacji czysto Merkelowskiej polityki. Trzeba pamiętać, że w Niemczech nastąpiła zmiana nastrojów na ostrzejsze, zarówno wobec Chin, jak i Rosji. Oczywiście niemiecki biznes nadal ma znaczący głos w formowaniu niemieckiej polityki zarówno wobec Rosji i Chin, czego przykładem jest Nord Stream 2, gdzie interesy gospodarcze zdominowały interesy w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa. Ponadto ewentualne zaostrzenie polityki wobec Rosji i Chiny będzie umiarkowane, gdyż paradygmat konfrontacji w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa jest dla Niemców z wielu powodów trudny.

I choć nowy niemiecki rząd może być bardziej ostrożny wobec wykorzystania instrumentów wojskowych w swojej polityce, to te wybory mogą stanowić rodzaj nowego otwarcia w relacjach z sojusznikami, również z tymi ze wschodniej flanki NATO. Być może warto przy okazji zakomunikować ich oczekiwania, na przykład większego zaangażowania militarnego Niemiec w państwach bałtyckich czy nawet w Polsce, większego udziału w ćwiczeniach wojskowych czy pełnej realizacji zobowiązań Niemiec w NATO. Takie jasne zakomunikowanie oczekiwań na tym etapie pomogłoby ustawić relacje polsko-niemieckie w obszarze obronności.

W ubiegłym roku szef frakcji parlamentarnej SPD w Bundestagu Rolf Muetzenich stwierdził, że Niemcy nie powinny kupować samolotów F/A 18E/F Super Hornet do przenoszenia broni jądrowej i powinny stopniowo wycofywać się z natowskiego programu Nuclear Sharing. Jaką decyzję w tej sprawie może podjąć nowy rząd w Berlinie?

Jeśli chodzi o Nuclear Sharing, to na ten temat w tej chwili panuje cisza w Niemczech. Nie jest to tematem publicznych dyskusji w Berlinie. Niemcy oficjalnie z tego programu raczej się nie wycofają. Część niemieckich ekspertów ma jednak wątpliwości, czy ten rząd zrealizuje dotychczasowe plany resortu obrony dotyczące zakupu 30 samolotów F/A 18E/F Super Hornet przeznaczonych do przenoszenia broni jądrowej. Istotną rolę odegra również Bundestag, ponieważ to tam w komisji budżetowej musi zostać zatwierdzony plan sfinansowania tego programu zbrojeniowego.

Na poziomie programów wyborczych, ta kwestia nie pojawiła się zupełnie u liberałów, którzy będą tu dosyć elastyczni. Zieloni są z kolei przeciwni odstraszaniu nuklearnemu i broni jądrowej, i zapisali to w swoim programie, choć już liderzy tej partii wypowiadają się w bardziej stonowany sposób. Z kolei program wyborczy SPD stwierdza, że techniczne rozwiązania związane z Nuclear Sharing muszą zostać przedyskutowane.

Natomiast od przedstawicieli obecnego niemieckiego rządu, w tym socjaldemokratów, słychać, że Niemcy wypełnią swoje zobowiązania dotyczące zakupu nowych samolotów. Z drugiej strony baza partyjna SPD, czyli zwykli członkowie partii, są bardzo sceptycznie nastawieni do niemieckiego udziału w natowskim programie udostępniania amerykańskiej broni jądrowej europejskim sojusznikom. Dlatego mam obawy co do zakupu przez Niemcy nowych samolotów potrzebnych do Nuclear Sharing. Być może kwestia ta zostanie rozstrzygnięta w negocjowanej właśnie umowie koalicyjnej. Być może będzie to na tyle kontrowersyjne, że w tym dokumencie nic na ten temat nie będzie, a Berlin będzie przyciągał tę decyzję tak samo, jak miało to miejsce w ostatnich latach. Jeśli decyzja o zakupie nie zapadnie w przeciągu roku, to będziemy mieć problem i wywiąże się duża dyskusja na ten temat w Sojuszu.

Czy przy okazji tej dyskusji, a także w przypadku ewentualnej rezygnacji Niemiec z udziału w Nuclear Sharing, otworzy się okno możliwości dla Polski?

Nie wydaje mi się, żeby było możliwe, aby amerykańska broń nuklearna była przeniesiona z Niemiec i składowana w Polsce. Nowy niemiecki rząd nie podejmie takiej decyzji, a jeśli nawet rozpatrujemy taki hipotetyczny scenariusz, to nie będzie zgody w Sojuszu na taki krok i nie będzie wsparcia ze strony Amerykanów. Pytanie brzmi, czy można uzyskać porozumienie co do tego, aby przyszłe polskie samoloty F-35 były przystosowane do przenoszenia amerykańskiej broni jądrowej. Oznaczałoby to włączenie Polski w program Nuclear Sharing, przy założeniu, że sama broń byłaby nadal składowana w Niemczech. Samo wyjście Niemiec z tego programu byłoby fatalne, ale rozwiązaniem braku decyzji o zakupie nowych samolotów dla Bundeswehry mógłby być taki pomysł.

Trudno jednak jest powiedzieć, czy byłby on do przeprowadzenia Sojuszu i czy zgodziłaby się na to administracja Bidena, zwłaszcza, że w tej chwili prowadzi dialog na temat stabilności strategicznej z Rosją, na którym Waszyngtonowi zależy.

Odpuszczenie przez USA sprawy Nord Stream 2 w imię poprawy relacji z Niemcami było odczytywane jako duży afront wobec naszego regionu i kwestii jego bezpieczeństwa. Pojawił się argument, że Polska i kraje regionu powinny negocjować „rekompensaty” od Niemiec lub od USA za gazociąg. Czy to jest Pani zdaniem realna opcja?

Myślę, że Niemcy nie chcą wiązać kwestii Nord Stream 2 ze zwiększaniem bezpieczeństwa wschodniej flanki NATO i Ukrainy, ponieważ wtedy musieliby po prostu przyznać, że ten gazociąg z perspektywy bezpieczeństwa Europy jest porażką. Berlinowi taka narracja nie jest po drodze. Dlatego trzeba wobec Niemiec stosować komunikat o pogarszającym się środowisku bezpieczeństwa oraz o potrzebie większego zaangażowania europejskich sojuszników na wschodniej flance NATO w związku ze zmianą priorytetów USA, które wprawdzie nie wycofują się z Europy, ale zwiększają swoje zaangażowanie na Indo-Pacyfiku. W związku z tym Niemcy muszą wziąć większą odpowiedzialność za bezpieczeństwo w naszym regionie. Odpowiedzialność to słowo-klucz, które warto wykorzystywać w dyskusjach z Berlinem.

Tylko czy Niemcy rzeczywiście chcą tę odpowiedzialność za Europę przyjąć? Często zarzuca się Berlinowi, że jednak nie do końca.

Myślę, że my, zarówno jako Polska, jak i wschodnia flanka NATO, za mało naciskamy na Niemcy. Uznaliśmy bowiem częściowo, że Niemcy nie są w stanie wojskowo i politycznie zaangażować się w większym stopniu. Z kolei państwa bałtyckie są za małe i za mało słyszalne w Berlinie, żeby taki przekaz jasno sformułować.

Oczywiście rozumiem te argumenty, ale z drugiej strony widzę też, że na przestrzeni ostatnich lat od 2014 roku zaszły spore zmiany w niemieckiej polityce bezpieczeństwa, choć w obliczu zmieniającego się świata są zdecydowanie niewystarczające. Niemniej warto zauważyć, że Niemcy przełamały wiele tabu w swojej polityce bezpieczeństwa na przestrzeni ostatnich lat: zaangażowały się na Litwie w natowskiej grupie bojowej, biorą udział w ćwiczeniach na wschodniej flance. Pod francuską presją zaangażowały się w większym stopniu w działania wojskowe w Sahelu; na Bliskim Wschodzie Berlin dostarczał irackim Kurdom kilka lat temu broń, co było przełamaniem tabu związanego z zakazem dostarczania broni w regiony konfliktów. Niedawno Niemcy wysłały fregatę na Indo-Pacyfik, co jest ważnym krokiem. Te niemieckie działania są z punktu widzenia sojuszników w NATO niewystarczające, biorąc pod uwagę niemiecki potencjał gospodarczy i polityczny, ale dla Niemiec był to spory krok do przodu.

Zatem warto mieć świadomość, że niemiecka polityka się zmienia i że istnieje pole po dalszej zmiany. Do tej zmiany jednak potrzebna jest presja, w tym presja państw ze wschodniej flanki, jeśli chcemy mieć więcej niemieckiego zaangażowania wojskowego w naszym regionie. Jednocześnie bądźmy świadomi, że Niemcy nie są w stanie ani politycznie, ani wojskowo przejąć odpowiedzialność za bezpieczeństwo Europy od Amerykanów. Mogą jednak w natowskiej strategii odstraszania i obrony grać większą rolę niż dotychczas.

Mówi Pani o presji bezpośredniej, aby komunikować Niemcom kwestię ich odpowiedzialności. A co z presją mniej bezpośrednią? Nawiązuję tu do decyzji Polski, która w obliczu niezadowolenia z decyzji USA ws. Nord Stream 2 kupiła tureckie drony. „Die Welt” pisał wówczas, że dzięki temu zwiększymy swój prestiż wojskowy, dając jednocześnie sygnał Rosji, USA i być może Niemcom.

Nie wydaje mi się, aby decyzja o zakupie tureckich dronów była presją wobec USA czy Niemiec. Myślę, że jest to po prostu element wzmacniania współpracy z państwami szerzej pojętego regionu rozciągającego się od Morza Bałtyckiego do Morza Czarnego, gdzie Turcja w ostatnim czasie zaangażowała się w działania sprzeczne z interesami rosyjskimi.

Turcja na Kaukazie wsparła Azerbejdżan w konflikcie z Armenią, czyli w stricte w rosyjskiej strefie wpływów. Ponadto Ankara zaangażowała się we współpracę militarną i przemysłowo-techniczną z Ukrainą, dostarczając temu państwu sprzęt wojskowy. Myślę, że zauważono takie właśnie działania Turcji i kraj ten – mimo kooperacji zbrojeniowej z Rosją – jest postrzegany jako sojusznik w ramach zacieśnienia współpracy regionalnej.

Zatem decyzję o zakupie tureckich dronów traktowałaby Pani bardziej jako wyraz zacieśniania współpracy regionalnej, niż jako sygnał wysłany w kierunku USA i Niemiec.

Tak, przy czym decyzja o zakupie dronów również była pewnym sygnałem, choć nie wiem, czy on został właściwie odczytany w szczególności na zachodzie Europy. Polska wysłała sygnał, że ze względu na dotychczasową ostrożność co do rozszerzania zaangażowania w obronę zbiorową partnerów zachodnioeuropejskich, Warszawa szuka w większym stopniu sojuszników w szerzej rozumianym regionie graniczącym z Rosją.

Na początku października odbył się polsko-szwedzki okrągły stół w sprawach bezpieczeństwa. Czy można się spodziewać przyspieszenia współpracy Warszawy i Sztokholmu w tym obszarze?

Spotkanie pokazało, że Polska i Szwecja, jeśli chodzi o politykę bezpieczeństwa, mają w wielu obszarach bardzo zbieżne stanowiska. Chodzi tu m.in. o politykę wobec Rosji, o rozwijanie unijnej polityki bezpieczeństwa i obrony, współpracę wojskową z USA, czy o stosunek do francuskich propozycji Europejskiej autonomii strategicznej.

Jeśli zaś chodzi o współpracę czysto wojskową ze Szwecją, to ona jest rozwijana od dobrych kilku lat, ale na razie na dość niskim poziomie. Wcześniej Szwedzi liczyli na to, że Polska kupi okręty podwodne szwedzkiej produkcji, co mogłoby otworzyć pole współpracy polsko-szwedzkiej, w tym marynarek wojennych. Do tego jednak nie doszło.

Najważniejszym dotychczasowym projektem w bilateralnej współpracy naszych krajów jest koordynowanie narodowych ćwiczeń wojskowych Szwecji i Polski, czyli Aurora i Anakonda. Istnieje duże pole do rozszerzania współpracy bilateralnej, jednak Szwecja w tej chwili jest ostrożna wobec rozwijania takich przedsięwzięć z Polską i państwami bałtyckimi. Sztokholm bowiem obawia się regionalizacji odpowiedzialności za bezpieczeństwo i dlatego Szwedzi na razie koncentrują się na rozwijaniu współpracy z państwami nordyckimi. Myślę, że jest jednak pole do stopniowego rozwijania kooperacji wojskowej.

Drugim ważnym procesem jest wypracowanie Koncepcji strategicznej NATO i planowania regionalnego, i tu będzie pole do współpracy Sojuszu ze Szwecją. Oprócz wymiaru bilateralnego ten wymiar współpracy ze Szwecją powinniśmy wspierać i naciskać na Sztokholm, aby był gotów pójść na dalej idącą współpracę.

Skoro Polska i Szwecja mają tak wiele wspólnych perspektyw na kwestie związane z bezpieczeństwem, to czy możemy mówić jednak o dużej niewykorzystanej szansie na współpracę naszych państw?

Myślę, że ona jest wykorzystywana, ponieważ przedstawiciele polskiej i szwedzkiej administracji ściśle współpracują w UE w zakresie strategii Unii wobec Rosji czy unijnej polityki bezpieczeństwa. Ta współpraca zatem jak najbardziej się toczy, ale nie jest widoczna gdyż są to procesy wewnątrzunijne na poziomie administracji, które nie są szeroko nagłośnione.

ikona lupy />
Justyna Gotkowska, ekspert warszawskiego Ośrodka Studiów Wschodnich, koordynatorka Programu bezpieczeństwa regionalnego / Media

BIO: Justyna Gotkowska – koordynatorka Programu bezpieczeństwa regionalnego w Ośrodku Studiów Wschodnich. zajmuje się m.in. polityką bezpieczeństwa Niemiec oraz bezpieczeństwem i obronnością w wymiarze regionalnym.