Gdzie zniknęło tysiące żołnierzy?

Ukraińskie dowództwo w grudniu i styczniu przerzuciło w rejon Pokrowska, Kurachowego i Wełykiej Nowosiłki aż osiem brygad zmechanizowanych. Siedem z nich to świeżo sformowane jednostki z serii 150 (od 150 do 157 brygady). Według etatów te jednostki powinny liczyć około 53 tysięcy żołnierzy. Miały zatrzymać rosyjską ofensywę. Nie udało się. Każda z brygad według etatu wojennego powinna liczyć 5800 żołnierzy. Do tego dochodził sprzęt - czołgi, transportery opancerzone i artyleria. Na papierze wyglądało to imponująco. W rzeczywistości jednostki te nigdy nie osiągnęły pełnej zdolności bojowej. Brakowało doświadczonych dowódców, sprzętu, żołnierzy i - co najważniejsze - wyszkolenia. Poszło tak źle, że zaczęto mówić o przekleństwie brygad serii 150.

"Przeklęta" 153 brygada

Szczególnie dramatyczna jest historia 153 Brygady Zmechanizowanej. Jurij Butusow, znany ukraiński dziennikarz wojskowy, nie przebiera w słowach: "Brygada, której dano tysiące zmobilizowanych ludzi, cały batalion Bradley'ów i inny cenny sprzęt bojowy, nie otrzymała wystarczającej liczby doświadczonych dowódców, nie otrzymała dronów, nie otrzymała zaopatrzenia, nie otrzymała sprawnych pojazdów do logistyki. Zamiast potężnego odwodu stała się źródłem problemów" - pisze Butusow. Żołnierze skarżyli się na tragiczne warunki. Brakowało nawet podstawowego wyposażenia. "Nasi ludzie nie mieli dronów do rozpoznania terenu. Wysyłano ich w bój praktycznie na ślepo" - dodaje dziennikarz. W kompaniach brakowało też części zamiennych do amerykańskich wozów bojowych. Z całej floty sprawne pozostawały tylko pojedyncze pojazdy.

ikona lupy />
Ukraińskie brygady serii 150, nie były przygotowane do wojny z masowym użyciem dronów. / Shutterstock

NATO szkoli, żołnierze uciekają

Część brygad serii 150 przechodziła szkolenie w krajach NATO - 153 w Niemczech, a 155 we Francji. Mimo to, jeszcze przed trafieniem na front w ich szeregach zaczęły się dezercje, a po przybyciu na front dezercje zaczęły być masowe. Z samej 153 brygady pierwsi żołnierze zaczęli uciekać jeszcze podczas szkoleń w Niemczech. W kompaniach wyposażonych w amerykańskie wozy Bradley sprawnych pozostało zaledwie 2-3 pojazdy. Szkolenie w krajach zachodnich miało być gwarancją wysokich standardów. Rzeczywistość okazała się brutalna. "Szkolenie było fragmentaryczne i chaotyczne. Żołnierze nie nauczyli się działać jako zespół" - oceniają eksperci. Do tego dochodził problem z dowodzeniem - na stanowiska dowódców często trafiali ludzie bez doświadczenia.

ikona lupy />
Przeszkolenie ukraińskich żołnierzy w krajach NATO nie dało oczekiwanego efektu. / Media

Korupcja pożera miliardy

Formowanie każdej z brygad kosztowało setki milionów euro. Przykładowo prezydent Francji oświadczył ze wydali na stworzenie 155 brygady miliard euro. Jednak według relacji żołnierzy i ich rodzin, do jednostek trafiło najwyżej 10% tych środków. "Brakuje wszystkiego - od broni po żywność i leki" - alarmują wojskowi. Gdzie zniknęła reszta pieniędzy? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi. Eksperci wskazują na systemowy problem korupcji. Problem ten dotyka szczególnie nowo formowanych jednostek, gdzie trudniej jest kontrolować przepływ środków.

Dramat „przeklętych” brygad na froncie

Finał tej historii rozegrał się na polu bitwy. Brygady, jedna po drugiej, zaczęły się rozpadać. Najpierw 151 pod Pokrowskiem, potem 155 brygada "Anna Kijowska", a następnie 157. Żołnierze masowo opuszczali pozycje, często zabierając ze sobą broń. Pozostałych przerzucano do innych jednostek jako zwykłą piechotę. W efekcie starannie budowane przez rok rezerwy ukraińskiej armii przestały istnieć. Symboliczna jest historia 150 Brygady - pierwszej z serii. Jednostkę ostatecznie rozformowano i przemianowano na brygadę obrony wybrzeża. Teraz stacjonuje w Chersoniu, z dala od głównych walk. To smutny koniec ambitnego projektu, który miał odmienić los wojny.

Sławomir Biliński