Drony z Rosji zalewają Ukrainę

W sobotę 29 marca 2025 roku prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski poinformował poprzez swoje profile na mediach społecznościowych, że tylko wieczorem 28 marca Rosja przeprowadziła zmasowany atak z użyciem aż 172 dronów uderzeniowych. Ponad 100 z nich to drony Gierań-2, czyli produkowane na licencji irański bezzałogowce Shahed. Jak zauważa polityk, masowe ataki z użyciem dronów są już codziennością.

Cele są różnorodne. W okresie jesienno-zimowym są to najczęściej zakłady energetyczne, ale wiemy także o licznych nalotach na magazyny i bazy wojskowe, inne elementy infrastruktury krytycznej czy nawet obiekty cywilne, takie jak bloki mieszkalne. Należy przy tym pamiętać, że drony stanowią dziś jedynie element systemu oddziaływania Rosji na Ukrainę. Co jakiś czas Kreml obok chmary dronów wysyła w kierunku Kijowa dziesiątki pocisków manewrujących czy rakiet balistycznych.

Pojedynczy dron Shahed nie jest trudnym celem. Porusza się ze stosunkowo niewielką prędkością, jest łatwo wykrywany przez stacje radiolokacyjne. Jego siła tkwi jednak w masowości użycia. O jakiej skali mówimy? Dzięki prowadzonym przez Rohan Consulting szacunkom możemy prześledzić zmiany w czasie. W 2022 roku było to ok. 100 dronów miesięcznie. Od maja 2023 roku obserwowaliśmy przybranie nalotów na sile. Przez najbliższe dwa lata (do lipca 2024 roku) Rosjanie wysyłali na Ukrainę od 200 do nawet 600 dronów w skali miesiąca. To dużo, ale rzeczywistość pokazała, że najgorsze dopiero przed nami.

W lipcu 2024 roku w kierunku Ukrainy wysłano 373 drony uderzeniowe typu Shahed. W sierpniu liczba ta wzrosła do 768 co było pobiciem rekordu z grudnia 2023 roku (gdy wysłano ich 578). Kolejne miesiące przynosiły nowe rekordy. W lutym Ukraińcy doliczyli się aż 3902 dronów, a w marcu było to 4198. To daje 140 bezzałogowców każdego dnia! To olbrzymie wyzwanie dla obrony przeciwlotniczej.

Czy Wojsko Polskie jest gotowe na masowe uderzenia dronów?

Aby bronić się przed tym zagrożeniem, Ukraińcy opracowali sieć sensorów oraz efektorów na terenie całego kraju. Są dziś pododdziały, których jedynym celem jest poszukiwanie i niszczenie nadlatujących dronów. To absorbuje duże siły i środki, a wojna jest dziś sztuką dobrego gospodarowania posiadanymi zasobami. Czy Polska jest gotowa na zagrożenia tego typu — pytają eksperci.

W ostatnich latach dokonaliśmy naprawdę olbrzymich inwestycji w obronę przeciwlotniczą. Zakupiliśmy 8 baterii Wisły, 23 baterie Narwi oraz 22 baterie Pilicy. Gdy sprzęt dotrze już do polskich żołnierzy, będziemy dysponować nowoczesną i rozbudowaną obroną przeciwlotniczą. Pociski PAC-3MSE, w które wyposażone mają być baterie Wisły, będą zdolne nawet do przechwytywania pocisków hipersonicznych i niektórych rakiet balistycznych.

ikona lupy />
Dwie wyrzutnie M903 z pociskami PAC-3MSE oraz wyrzutnia iLauncher (po środku) z pociskami CAMM w trakcie ćwiczeń na warszawskim lotnisku. / 18 Dywizja Zmechanizowana

Jak jednak zwracają uwagę eksperci, nie jesteśmy gotowi na nowe zagrożenia. O ile zestrzelenie kilkudziesięciu nowoczesnych pocisków manewrujących będzie możliwe, to problem zaczyna się w przypadku rojów dronów. Wyobraźmy sobie falę 500 bezzałogowców lecącą w stronę naszego kraju. Strzelanie do nich przy pomocy drogich pocisków przeciwlotniczych (koszt jednego pocisku PAC-3MSE to ponad 6 mln dol.) doprowadzi nie tylko do ich wyczerpania, ale także olbrzymich strat materialnych.

ikona lupy />
Elementy systemu obrony przeciwlotniczej krótkiego zasięgu NAREW / MON

Potrzebujemy taniego i masowego efektora, który będzie zdolny do zwalczania chmar dronów przeciwnika. Wydaje się, że wojska ma nadzieję, że rolę tę przejmą zakupione w Korei FA-50 oraz amerykańskie AH-64E Apache. To sprzęt, który z pewnością będzie mógł realizować zadania tego typu, ale rozwiązanie to wydaje się niewystarczające. W związku z tym wnioskuje się o dodatkowe środki na obronę przeciwko dronom.

Poprad, Pilica, SkyCtrl — polskie rozwiązania, które mogą nam pomóc w walce z dronami

W portfolio polskich spółek zbrojeniowych jest dziś przynajmniej kilka rozwiązań, które mogłyby zapełnić lukę w zdolnościach. W armii służby już blisko 80 zestawów Poprad. Mówiąc w najbardziej obrazowy sposób — każdy zestaw składa się z pojazdu terenowego (Żubr-P) oraz poczwórnej wyrzutni pocisków Piorun. To polska i bardzo skuteczna broń, która doskonale nadaje się do zwalczania śmigłowców i samolotów na odległości kilku kilometrów. Z pewnością sprzęt poradzi sobie także z dronami.

ikona lupy />
Samobieżny przeciwlotniczy zestaw rakietowy Poprad w trakcie ćwiczeń Anakonda 23'. / 18 Dywizja Zmechanizowana

Poprady zostały zaprojektowane jako zestawy wysoce mobilne, co umożliwia im podróżowanie razem z wojskiem i ich ochronę. Mamy więc gotowe rozwiązanie, które można zamówić w większej liczbie. Dzięki swojej wysokiej mobilności takie pojazdy mogłyby szybko zmieniać swoje położenia i niczym straż pożarna pojawiać się na oczekiwanych trasach przelotu bezzałogowców przeciwnika.

Co jednak warto zaznaczyć, same pociski rakietowe też mają swoją cenę, dlatego coraz częściej obserwujemy powrót do artylerii lufowej. Ta sprawdza się nie tylko na Ukrainie, ale także na Morzu Czerwonym, gdzie okręty przy jej użyciu strącają drony wystrzelone przez bojowników Huti. Pewną odpowiedzią na te wymagania jest z kolei Pilica. Każda bateria składa się m.in. z sześciu zestawów rakietowo-artyleryjskich. Osadzona „na pace” pojazdu typu Jelcz podwójna armata kal. 23 mm wraz z wyrzutnią pocisków Piorun to rozwiązanie łączące zalety Poprada (wysoka mobilność i niezwykła skuteczność pocisków Piorun) z ekonomicznością (armata kal. 23 mm).

ikona lupy />
Dwa zestawy PSR-A Pilica z 35. Skwierzyńskiego dywizjonu rakietowego Obrony Powietrznej w trakcie międzynarodowego szkolenia NATO pk. Ramstein Legacy 2024. / Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych

Nietrudno wyobrazić sobie inne rozwiązania tego typu. Zamontowana na KTO Rosomak specjalna wieża z pociskami Piorun oraz przeciwlotniczą armatą (np. kal. 35 mm) mogłaby stanowić mobilną i niezwykle skuteczną ochronę naszego kraju przed masowymi atakami dronów. W ramach programu Sona powstać miałyby takie zestawy osadzone na podwoziu gąsienicowym. Wysoka mobilność i dobra ochrona załogi pozwalałyby takim zestawom na operowanie w rejonie linii frontu i bezpośrednią osłonę naszych oddziałów zmechanizowanych i pancernych.

Innym interesującym rozwiązaniem jest propozycja polskiej spółki APS. Dokładnie omówienie znajdą państwo w artykule „Tarcza Wschód od APS, czyli drony, jammery i lasery w ochronie kraju”. W największym skrócie, APS proponuje cały system sensorów oraz efektorów, które pozwalałaby zbudować we wschodniej części kraju strefę śmierci dla dronów przeciwnika.

Szeroka paleta różnych środków rażenia łączy w sobie maksymalną efektywność (jammery i drony myśliwskie) oraz efektywność (armaty kal. 30 mm oraz broń laserową). Tak skomponowana ochrona sprawia, że nasz kraj mógłby skutecznie bronić się w zasadzie przed olbrzymią liczbą bezzałogowców przy zastosowaniu jak najmniejszych środków. Wydaje się, że Ukraina jest dziś doskonałym przykładem na to, że ekonomia wykorzystania środków jest dziś kluczem do zwycięstwa w wojnie.