Pierwsze dwa tygodnie kontrofensywy pokazały, że wojny z Rosją Ukraina nie wygra za pomocą czołgów, pojazdów opancerzonych czy innego sprzętu poruszającego się po ziemi. Nie pomogło nawet to, że uzbrojenie przekazane przez wspierające Kijów państwa z zachodu było nowocześniejsze od tego, jakim posługuje się agresor. Powód jest jeden: Rosja zastosowała stare, niejednokrotnie już sprawdzone w walce metody. Stworzyła kilka linii obrony, których pokonanie obecnie graniczy z cudem.

Stawiacze min lądowych

Zwraca na to uwagę amerykański Instytut Studiów nad Wojną (ISW), który powołując się na ukraińskiego eksperta wojskowego Petro Czernyka, opisał, z czym mierzą się ukraińscy żołnierze na południowym froncie. Pierwszą linię obrony stanowią szerokie na kilka kilometrów pola minowe. Drugą tworzą rozbudowane umocnienia ziemne i okopy wsparte stanowiskami artyleryjskimi, a dopiero trzecią są pozycje tyłowe.

Reklama

Rosja dysponuje rakietowym system minowania narzutowego o nazwie ISDM Ziemiedielie. Maszyna ta jest przystosowana do wystrzeliwania rakiet na paliwo stałe, które przenoszą różnego rodzaju miny lądowe, po czym spadają one na ziemię, rozpadając się na mniejsze ładunki, podobnie jak bomby kasetowe. Po oznaczeniu zaminowanego sektora na mapie elektronicznej system automatycznie przesyła dane do wyższych dowództwa. Kolejnym atutem tego sprzętu jest fakt, że wszystkie operacje są sterowane przez załogę z kabiny pojazdu, na którym zainstalowana jest wyrzutnia za pomocą automatycznego systemu startowego.

Rosyjska obrona

Miny lądowe stanowią ogromny problem dla sił zbrojnych Kijowa, zarówno dla piechoty jak i wojsk zmechanizowanych. Przygotowując się do ukraińskiej kontrofensywy, Rosja rozmieściła całe zagony urządzeń wybuchowych. Miny przeciwpiechotne eliminują zwykłych żołnierzy. Te przeciwpancerne służą do niszczenia pojazdów opancerzonych i czołgów również tych dostarczonych przez Zachód. Razem te urządzenia wybuchowe, znacząco utrudniają Ukraińcom posuwanie się w głąb zajętych przez Rosjan terytoriów. A biorąc pod uwagę zdolność Rosji do stawiania min za pomocą wyspecjalizowanej artylerii, utrzymywanie otwartych i bezpiecznych dróg dla transportu niezbędnego wsparcia oznacza walkę z góry skazana na porażkę.

Wnioski zostały wyciągnięte

Prezydent Zeleński od wielu miesięcy apelował i przekonywał Zachód do przekazania Ukrainie nowoczesnych myśliwców. Dopiero teraz, po ponad dwóch miesiącach od rozpoczęcia kontrofensywy, Zachód niejako przyznaj się do błędu i deklaruje przekazanie Ukrainie myśliwców F-16. Ma to wzmocnić nadwyrężone Siły Powietrzne Ukrainy, która nie poddaje się mimo teoretycznie przytłaczającej przewagi Rosji.

Ukraińskiesiły powietrzne składają się głównie z przestarzałych radzieckich myśliwców, do których brakuje części zamiennych, postradzieckich systemów rakietowych ziemia-powietrze oraz niedawno dostarczonego systemu rakietowego Patriot. Nowoczesne amerykańskie myśliwce przekazane przez Danię i Holandię będą znakomitym wsparciem dla ukraińskiej armii. Szturmowce w przeciwieństwie do wojsk lądowych mają duże szanse na dotarcie do drugiej linii rosyjskiej obrony i zniszczenie znajdujących się tam umocnień oraz stanowisk artylerii. A to będzie dotkliwy cios dla agresora ze wschodu. Niestety na to trzeba będzie jeszcze trochę poczekać.

Choćby dlatego, że F-16 z flagą Ukrainy na burcie wzniosą się w powietrze najwcześniej pod koniec roku. Wyszkolenie pilota, by jak najlepiej wykorzystał możliwości sprzętu, na którym lata, wymaga miesięcy, jeśli nie lat. A tych akurat Kijowowi najbardziej brakuje. Tak więc samo wysłanie F-16 na Ukrainę nie odwróci sytuacji z dnia na dzień. Jednak każde wsparcie militarne, każda pomoc udzielona Ukrainie jest dla niej i jej żołnierzy bezcenna. Tym bardziej że samowładca Rosji, Władimir Putin nie zamierza wycofać się z zajętych terytoriów, a przy cichym wsparciu Chin i innych nastawionych antyzachodnio państw może chcieć prowadzić tę wojnę w nieskończoność.