Starania Parlamentu Europejskiego o ograniczenie zasięgu ścigania piractwa mogą uniemożliwić realizację planów modernizacji przepisów o telekomunikacji.
Wniosek o uznanie dostępu do internetu za jedno z podstawowych praw człowieka jest nie do przyjęcia dla państw członkowskich, a czasu na porozumienie się przed wyborami do parlamentu (4 czerwca) coraz mniej. Chociaż ochrona własności intelektualnej nie wchodziła w skład pierwotnego pakietu telekomunikacyjnego, który ma dać Brukseli uprawnienia w zakresie badania działalności operatorów, dyplomaci obawiają się, że niepodjęcie tej kwestii może przekreślić dwa lata negocjacji.
Uznanie dostępu do internetu za prawo człowieka udaremniłoby wysiłki branży rozrywkowej, która grozi użytkownikom uporczywie naruszającym prawa autorskie odcięciem od internetu. Projekt przewiduje, że odcięcie łącza internetowego mogłoby nastąpić wyłącznie na podstawie nakazu sądowego. Przeciwnicy utrzymują, że to kwestia egzekwowania prawa, czyli dziedzina, w której Bruksela tradycyjnie ma niewielkie uprawnienia.
Stanowisko parlamentu jest reakcją na zaproponowane przez Francję prawo trzech uderzeń. Początkowo Francja zabiegała o wprowadzenie podobnego prawa na poziomie Unii. To skłoniło grupę posłów do postawienia tezy, że odcięcie dostępu do internetu to ograniczenie praw człowieka.
– Żadna z dotychczasowych konwencji ani żaden przepis nie uznaje dostępu do internetu, samego w sobie, za podstawowe prawo. Jest to jedynie jeden ze środków dostępu do informacji – powiedział rzecznik prezydencji UE. Ostateczne spotkanie Parlamentu, Komisji i państw członkowskich wyznaczono na wtorek wieczorem.
Reklama