Czy expose było realistyczne?

Tak, jestem przekonany, że tak, o ile nie powieje jakiś zły wiatr historii. Coś nie wybuchnie w polityce krajowej, albo na wschód od Polski, nie pojawią się nowe zagrożenia terrorystyczne czy nie dojdzie do zaburzeń ekonomicznych na wzór tych z 2008 roku. Już dziś mimo różnych zaburzeń ceny surowców spadają, mamy złe informacje ze strefy euro i gospodarki japońskiej oraz coraz większy chaos w gospodarkach państw byłego ZSRR, z Rosją na czele. To wszystko każe być bardzo ostrożnym w prognozach i koncentrować się na tym, co najważniejsze, czyli na wspieraniu wzrostu. W tej sytuacji osiągnięcie zapowiadanego 3,4-proc. wzrostu PKB w roku 2015 nie będzie łatwe.

Co należy zrobić, by utrzymać taki wzrost? Z expose wynikało, że rząd skupia się głównie na części wydatkowej?

Wynika to z tego, że część wydatkowa jest pochodną tego, co przygotował minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz, zresztą takie pomysły są wdrażane od kilku lat z inicjatywy PSL. Na osi między socjalizmem a konserwatywnym liberalizmem PSL jest formacją centrolewicową. Mimo, że w innych sprawach jesteśmy chadekami, to w społecznych proponujemy mechanizmy osłonowe dla najsłabszych grup, jak waloryzacja mieszana, jeśli nie ma zgody na zmianę konstytucji i wprowadzenie waloryzacji kwotowej. Zwracam także uwagę, ile w expose jest pro-przedsiębiorczych rozwiązań. Udało się przekonać panią premier, że jednym z celów polityki gospodarczej i tworzenia otoczenia dla firm powinno być zbudowanie nowej ordynacji podatkowej. Gdy przedstawiałem taki pomysł w grudniu 2012 roku, byłem osamotniony, a nawet przez kilka miesięcy chłostany przez mojego partnera z rządu, wicepremiera, który dawał do zrozumienia, że to sfera kompetencji ministra finansów.

Reklama

Teraz będzie on szefem doradców premier Kopacz?

Tak, ale gdy pełni taką rolę, dyskusja z nim powinna być łatwiejsza.

Co ma zmienić ordynacja podatkowa?

Podatnik i przedsiębiorca nie może stać na z góry przegranej pozycji w zderzeniu z aparatem państwa. Mamy mnóstwo przykładów, gdy wszelkie niejasności prawa podatkowego są interpretowane na niekorzyść przedsiębiorcy, a nawet jak wygrywa spór o to z fiskusem w sądzie, to często jego firmy już nie ma. Nowe prawo musi być pisane w sposób transparentny, ułatwienia życia podatnika muszą wynikać nie tylko z ducha prawa, ale także jego litery. I prawo gospodarcze, i podatkowe musi być napisane w imieniu tych 99 procent uczciwych, o których mówiła pani premier.

Czy w sprawie ordynacji ma pan dwa, trzy konkretne pomysły, które stałyby się szkieletem tej ustawy?

Zaufanie państwa do podatnika i przedsiębiorcy, UKS-y jako sprawna policja skarbowa, a urzędy skarbowe jako animatorzy i anioły stróże biznesu. I zasada, że wszystkie niejasności prawne wyjaśniane są na korzyść podatnika, a nie urzędu skarbowego. Mamy zbieżne z tymi intencjami deklaracje prezydenta. Chcemy przed wyborami parlamentarnymi uchwalić ten dokument. To ważne, bo to jeden z konfliktogennych obszarów w naszej gospodarce. Dyktat aparatu skarbowego i inspekcyjnego w połączeniu z brakiem decyzyjności powoduje, że nasza administracja jest niewydolna instytucjonalnie w kontaktach z przedsiębiorcą. Musimy się spieszyć ze zmianami, bo jesteśmy na 3-5 lat przed podpisaniem umowy o wolnym handlu z USA. A wtedy dojdzie do zderzenia modeli przedsiębiorczości: bardziej przyjaznej w USA i nadmiernego obciążenia w Europie, co może nas postawić w niekorzystnej sytuacji. Jeśli tego nie zmienimy, polska gospodarka będzie płaciła dodatkowy haracz.

A jak pan chce zamienić urzędy skarbowe w anioły? Będą krótsze terminy, większa tolerancja dla błędów podatników?

Jeśli ktoś pomylił się o grosze, czy popełnia inny błąd, który ewidentnie nie wynika z zaniechania lub złej woli, to powinien być wezwany do uzupełnienia czy zmiany zeznania i tyle, bez żadnych kar. Nie mówię o tych, którzy posługują się słupami, grają fakturami i z pełną premedytacją wyprowadzają kapitał ze spółki. Ordynacja powinna być zbiorem generalnych zasad w kontaktach między podatnikiem a aparatem skarbowym. Logika jest taka: na poziomie urzędu skarbowego maksymalna życzliwość dla podatnika. Ale gdy sprawą zajmie się już urząd kontroli skarbowej, to litości nie będzie.

A jakie zmiany znajdą się ustawie o swobodzie działalności gospodarczej, którą ma pan przygotować?

Zawierać będzie ona jedną fundamentalną zasadę: każde nowe rozwiązanie prawne nie pogorszy obecnej sytuacji przedsiębiorcy. Musimy to wprowadzić szybko, potrzebna jest także współpraca opozycji. Mam nadzieję, że nikt nie będzie już mówił o powrocie do ustawy Wilczka. Bo czasami mam wrażenie, że osoby, które to proponują zapominają, że świat się zmienił, mamy 2014 r. i jesteśmy w Unii.

A jakie mają być kolejne filary nowego prawa gospodarczego?

Nowe rozwiązania będą związane z uproszczeniem i skróceniem terminów dotyczących obrotu gospodarczego. To co można wydusić, zostanie zrobione. Już dziś szykujemy standaryzację 71 procedur gospodarczych, zastąpienie zezwoleń pozwoleniami, co przyspieszy i ułatwi formalności. Szykujemy kolejną transzą ustawy deregulacyjnej. Trzeba także wyciągać rękę do tych, którzy upadli. Procedura upadłościowa powinna dawać szanse na odtworzenie działalności firmy, a nie jak dziś, na praktyczne wygaszanie działalności. Agencja Rozwoju Przemysłu jako narzędzie polityki gospodarczej powinna zostać przeniesiona z resortu skarbu do gospodarki. Będę o to wnioskował po najbliższych wyborach samorządowych. Podobnie jak o to, by nadzór nad naszymi największymi firmami, kontrolowanymi przez państwo, czyli srebrami rodowymi i kwestie nominacji ich władz, trafiły do kancelarii premiera.

Co to zmieni?

Pozwoli na koordynację działań między węglem a energetyką. To zdejmie ze mnie oskarżenie, że jak każdy ambitny minister gospodarki, chcę przyciągać wszystkie narzędzia tutaj. Choć owszem, w sprawie turystyki mówię jasno, że to nie jest działalność bliższa resortowi sportu, a profesjonalna sfera działalności gospodarczej.

Ale jeśli wprowadzić w życie pana pomysł, to resort skarbu przestaje istnieć?

W mojej ocenie ten resort obecnie nie ma już racji bytu. Tylko wymaga to pogodzenia się z tym faktem polityków. Ale zmiana musi być przeprowadzona spokojnie, a nie w atmosferze, że wydzieramy sobie kompetencje.

Czy Ministerstwo Skarbu jest naturalnym konkurentem resortu gospodarki, na przykład przez projekt Inwestycje Polskie? Oba resorty wchodzą sobie w drogę?

Mnie nie chodzi o to, żeby odebrać ministrowi skarbu jakąś zabawkę. Ja mówię tylko tyle, że po kilku latach organizacji centrum politycznego zarządzania polską gospodarką niektóre procesy się zmieniły i nie wymagają do ich prowadzenia aż ministra konstytucyjnego.

Kto dokończy prywatyzację, skoro miałoby zabraknąć Ministerstwa Skarbu?

Jeden lub dwa departamenty, które mogą to zrobić w którymś z ministerstw, np. w Ministerstwie Finansów. Albo jeśli potraktujemy prywatyzację jako element restrukturyzacji gospodarki, zadanie to powinno znaleźć się w Ministerstwie Gospodarki.

Czyli to byłby koniec prywatyzacji w kształcie, w jakim mieliśmy ją do niedawna – jako źródła finansowania deficytu budżetowego?

To już się dzieje, mniej więcej od dwóch lat. Ten proces się kończy. Teraz coraz bardziej odbywa się to poprzez dokapitalizowanie wybranych instytucji resztówkami Skarbu Państwa, niż ich faktyczną sprzedażą.

Wracając do zapowiedzi z expose, kiedy wejdzie w życie nowa ustawa o swobodzie prowadzenia działalności gospodarczej?

Założenia są już gotowe. Niebawem przedstawimy konkretny projekt ustawy. Realnie wejście w życie mogłoby nastąpić od 2016 roku. Trudniej będzie z ordynacją podatkową. Wokół niej emocje społeczne będą większe.

Czy nie ma tu ryzyka, że takie „poluzowanie” w ordynacji podatkowej stosunku urzędu skarbowego do podatników będzie sprzyjało oszustwom podatkowym?

Problem polega na tym, że oszuści są dziś szybsi niż policja skarbowa. Żeby z nimi walczyć, fiskus coraz częściej sięga po rozwiązania, które powinien stosować wyjątkowo – czyli np. wprowadza zasadę odwróconego VAT w obrocie w coraz większej grupie towarów. Urzędy kontroli skarbowej w nowej ordynacji mają być tym elementem represyjnym, nastawionym na walkę z oszustwami właśnie.

A co z tzw. nową ustawą antykryzysową, która ma być m.in. odpowiedzią na ostatnie problemy z handlem na Wschodzie. Kiedy zobaczymy założenia do niej?

Założenia zaraz będą gotowe, a mechanizmy będą podobne do tych, jakie stosowaliśmy w ustawie uchwalonej po wybuchu ostatniego kryzysu. Główny cel: utrzymanie płynności w firmach i podtrzymanie zatrudnienia. Chcemy w tej ustawie odpowiadać też na zagrożenia globalizacyjne. Polska gospodarka coraz bardziej się umiędzynarodawia, wchodzi na ryzykowne rynki. To jest szczególnie ważne w przypadku małych i średnich firm, gdzie jeden nietrafiony partner może doprowadzić do upadku.

Ile jest na to pieniędzy?

Do 500 mln złotych.

Premier Kopacz w swoim expose wspomniała o naszej drodze do euro. Powinniśmy się znaleźć na tej drodze?

To, w którą stronę pójdzie integracja europejska i przy jakim udziale Polski się będzie odbywać, jest sprawą kluczową. Czy wykorzystamy szansę, jaka nadarza się po europejskim awansie Donalda Tuska i Elżbiety Bieńkowskiej? Czy wykorzystamy trzech bardzo ważnych przewodniczących komisji? To wszystko jest bardzo ważne i trzeba będzie sobie odpowiedzieć na te pytania w najbliższych kilkunastu miesiącach, co nie będzie łatwe, bo będzie się odbywało w warunkach walki o głosy wyborców.

Ale jakie jest stanowisko rządu: powinniśmy wejść do strefy euro możliwe szybko, czy nie?

Pamiętajmy o tym, że premier Kopacz chciała w wystąpieniu pokazać, że w jakimś stopniu jest anty-Tuskiem. Co prawda w 2008 roku Donald Tusk zapowiadał rychłe wejście do strefy euro, ale potem pod wpływem kryzysu diametralnie zmienił zdanie. Kopacz musiała zaznaczyć swoją odrębność nie tylko jako nowy szef rządu, ale też osoba, która ma stanąć na czele partii, zmienić styl zarządzania nią...

Czyli nie należy brać tak całkiem na poważnie tego, co premier mówiła o euro.

Dlaczego? Ewa Kopacz powiedziała wyraźnie, że kluczowa jest kondycja i konkurencyjność polskiej gospodarki. Najlepszym regulatorem polskiej konkurencyjności jest kurs własnej waluty. I jeszcze nie jesteśmy na tyle dojrzałą gospodarką, żeby wykształciły się inne narzędzia konkurencyjności. Ale z drugiej strony: co będzie, jeśli Europą wstrząśnie kolejny potężny kryzys? Co się stanie, jeśli złoty się załamie? Gdy okaże się, że cała Europa Środkowowschodnia może liczyć na wsparcie MFW do wysokości 50 mld euro – co będzie kroplą w morzu potrzeb. Przypominam, że na ratowanie samej Grecji było ponad 400 mld euro. I co – mamy dalej odwlekać ten proces, bo opozycja się nie zgadza i nie ma społecznej zgody? Czy powinniśmy mieć szybką ścieżkę wejścia do strefy euro czy nie? Logika nakazuje, że w takiej sytuacji lepiej być na pokładzie dużego statku, niż małej łódki.

Czy pozostając poza strefą euro nie skazujemy się na przynależność do tej grupy krajów, która będzie integrowała się wolniej niż „klub strefy euro”?

Właśnie o tym mówię. To jest główny powód, dla którego Polska potrzebuje debaty na temat członkostwa w Eurolandzie.

Co by się stało, gdyby Rosjanie zdecydowali się na ograniczenie dostaw gazu przez Ukrainę?

W tym sezonie gazowym jesteśmy na taki wariant przygotowani w stu procentach. Nie będzie wyłączeń ani dla gospodarstw domowych, ani dla firm. Nie ma zagrożeń dla bezpieczeństwa gazowego kraju.

A gdyby doszło do zablokowania kolejnych dróg importu gazu przez Jamał?

Jeżeli tak, to do końca przyszłego roku możemy mieć problemy i trzeba by rozważać ograniczenia dostaw gazu do odbiorców szczególnie gazochłonnych. Wiemy, że dużo gazu zużywa polska chemia i metalurgia. Ale nie zmarnowaliśmy ostatnich kilku lat. Powstały nowe gazociągi. Podwoiliśmy zapasy magazynowe. Wiemy też, ile możemy w sytuacjach awaryjnych otrzymać gazu z Zachodu. To jest 5 mld sześciennych rocznie.