ikona lupy />
Realna opozycja w regionach / Dziennik Gazeta Prawna
Zgody władz związku na otwartą zmianę kursu nie było, ale opinię Jaśkowiaka można uznać za wyraźny sygnał, że czołowi politycy w regionach są gotowi skończyć z neutralnością.

Walka o senat

W DGP jako pierwsi pisaliśmy o planach, by samorządowcy wystartowali w jesiennych wyborach do izby wyższej. Teraz ten zamiar znalazł się w oficjalnej agendzie ZMP. Zgodnie z nią podejmowane będą działania na rzecz zniesienia zakazu łączenia mandatu wójta, burmistrza lub prezydenta miasta z mandatem senatora. Szanse na realizację tego postulatu są raczej niewielkie. Żaden senator nie będzie chciał dodatkowej konkurencji w okręgu. Ale to wcale nie zniechęca samorządowców, którzy poszukują w swoim gronie chętnych do startu w wyborach. Już znaleźli się tacy, którzy są skłonni zrezygnować z dalszej kariery w regionie na rzecz mandatu senatora (o takim wariancie mówił nam np. Wadim Tyszkiewicz z Nowej Soli, gdzie ówczesna premier Beata Szydło zorganizowała pamiętną konferencję o „Polsce w ruinie”).
Reklama

Nowa historia

W czerwcu może dojść do sytuacji, w której to samo wydarzenie – rocznicę wyborów z 1989 r. – równolegle upamiętniać będą samorządowcy i opozycja w Gdańsku oraz rząd w Warszawie. W efekcie to, kto pojawi się na czyich obchodach, będzie można odczytać jako manifest polityczny. Nasi rozmówcy nie potwierdzają, by w czerwcu miał zostać powołany opozycyjny Ruch 4 czerwca. Używają określenia „I Zjazd Samorządnej Rzeczpospolitej”. Przygotowania koordynują władze Gdańska.
Na pytanie, czy na oficjalne zaproszenie mogą liczyć władze państwowe, pada odpowiedź: „udział w uroczystościach będą mogli wziąć wszyscy chętni”. To sugeruje, że formalnych zaproszeń nie będzie. Jeśli już, to dla zagranicznych gości. – Na pewno dostaną je przedstawiciele międzynarodowych korporacji samorządowych, np. z Eurocities, Globalnego Parlamentu Burmistrzów czy Europejskiego Komitetu Regionów – słyszymy w gdańskim magistracie.

Samorządowcy, nie bacząc na rząd, przygotowują kolejne obchody – związane z 15-leciem Polski w UE. Kampania, szykowana przez władze Gliwic, Warszawy i Trójmiasta, ma na celu „przypomnieć Polakom, że nasz kraj to część Unii Europejskiej”.

Edukacyjna konsolidacja

Obie strony same przyznają, że do tej pory były zazwyczaj skonfliktowane, ale dziś mają wspólnego przeciwnika – rząd i PiS. Właśnie zapowiedziano wspólny raport obrazujący skalę niedofinansowania polskiej oświaty. W kwietniu planowana jest debata w Warszawie (bez udziału minister Zalewskiej), a swoistym zwieńczeniem tej „edukacyjnej konsolidacji” będzie pozew zbiorowy przeciwko państwu, który na kwiecień szykują największe miasta, za – ich zdaniem nieudaną i kosztowną – reformę oświaty.

Postęp vs. ciemnogród

Polityka wobec społeczności LGBT, wskutek deklaracji złożonych przez prezydenta stolicy Rafała Trzaskowskiego, wybiła się na główny temat trwającej kampanii do europarlamentu. Do przyjmowania kart LGBT namawiani są inni włodarze. Samorządowcy przypominają, że zajęcia pozalekcyjne zgodne z budzącymi kontrowersje standardami WHO organizowane są od dawna, np. w Łodzi czy Słupsku. Wcześniej podobne emocje budziły decyzje lokalnych władz o finansowaniu zabiegów in vitro, gdy wycofał się z tego rząd. – Nie angażujemy się w inicjatywy światopoglądowe, tylko wychodzimy naprzeciw oczekiwaniom mieszkańców w sytuacji, gdy tych oczekiwań nie spełnia państwo – argumentuje Kamil Dąbrowa, rzecznik prezydenta Trzaskowskiego. W miniony wtorek radni województwa mazowieckiego zdecydowali o przekazaniu ponad 6,6 mln zł na program wsparcia in vitro.
Działania samorządów są nie w smak politykom PiS. – Z kadencji na kadencję samorząd jest coraz bardziej polityczny – ocenia Andrzej Kosztowniak, poseł tej partii i były prezydent Radomia. – Napięcia na linii rząd – samorząd są czymś naturalnym i dziś widzimy kolejną tego odsłonę. Niestety część samorządowców, zwłaszcza z dużych miast, jest przeciwna rządowi PiS, reprezentuje interesy opozycji i nazbyt dramatyzuje. Ci ludzie się coraz mniej z tym kryją, a niekiedy do swoich celów wykorzystują jeszcze śmierć Pawła Adamowicza – dodaje poseł.
Także zdaniem dr. Adama Gendźwiłła z Zakładu Rozwoju i Polityki Lokalnej UW coraz bardziej widać zaangażowanie regionów w politykę centralną. – Samorządowcy mają silne, świeżo odnowione mandaty, prezydenci miast są wybierani bezpośrednio i nierzadko na nich głosowało dużo więcej ludzi niż na niektórych posłów. Aż dziwne, że tych zasobów nie wykorzystywali wcześniej – mówi ekspert. – To naturalny proces, a w Polsce tym bardziej widoczny, gdy mamy niedomagającą opozycję sejmową. Samorządowcy bronią też swojej władzy w sytuacji, gdy model państwa zdecentralizowanego jest w odwrocie. Na Węgrzech takiego oporu włodarzy nie było i samorządność terytorialna została tam zwinięta w sposób spektakularny – wskazuje dr Gendźwiłł.
Wtóruje mu politolog, prof. Rafał Chwedoruk. – Bogate regiony i miasta czują swoją siłę ekonomiczną, mają więcej mieszkańców i większe budżety, a przez to większą siłę oddziaływania. W ten sposób powstała przecież włoska Liga czy pewne regiony o charakterze autonomicznym lub wręcz separatystycznym, jak np. Katalonia – wskazuje. Jego zdaniem nie można wykluczyć, że motorem napędowym dla samorządowców jest także spodziewany powrót Donalda Tuska do polskiej polityki.
– Platformą kierują jego oponenci, więc nie ma wehikułu, za pomocą którego mógłby wrócić. Grunt szykują mu samorządowcy, którym jego poglądy są bliskie – przekonuje profesor. I rysuje potencjalny scenariusz: Koalicja Europejska w maju przegrywa kilkoma procentami z PiS. Tusk w tej sytuacji ogłasza, że czegoś jednak brakuje, formuła opozycji się wyczerpała, a Polacy mają dość partii politycznych. – Miejsce partii zajmuje coś na kształt rady autorytetów, wśród których byliby i samorządowcy, i politycy, których drogi z dzisiejszą opozycją sejmową się rozeszły – wróży prof. Chwedoruk.