We wtorek, tuż po godzinie 8.00, amerykańska waluta zaczęła się gwałtownie osłabiać. Poniedziałek zakończyła na poziomie nieco ponad 1,43 dolara za euro. Początek handlu następnego dnia nie wskazywał na rewelację. Jednak już we wtorkowe południe euro wyceniano na 1,45 dolara. W najgorszym dla „zielonego” momencie wspólna waluta kosztowała 1,4533 dolara i była na poziomie najwyższym od końca grudnia ubiegłego roku. Działo się to w warunkach braku jakichkolwiek konkretnych informacji makroekonomicznych i rynkowych, które mogłyby uzasadniać tego typu ruchy. Europejskie giełdy nie tryskały optymizmem, kontrakty na amerykańskie indeksy co prawda zwyżkowały, ale nie aż tak, by sugerować powrót hossy.

Osłabienie dolara spowodowało spory wzrost notowań surowców. Jako pierwsze bardzo wyraźnie zareagowały ceny złota, pokonując gładko poziom 1000 dolarów za uncję i zbliżając się do rekordu wszechczasów. Notowania ropy naftowej i miedzi bardziej dynamiczną zwyżkę zaczęły kilka godzin później, dzienne maksimum osiągając dopiero około godziny 16.00 - 17.00. Wtedy złoto o swym rekordzie już dawno zapomniało. Notowania ropy naftowej typu Brent kończyły wtorek wzrostem o ponad 4 proc., a Crude o 5,4 proc. Kontrakty terminowe na miedź zwyżkowały o 3,2 proc. Złoto ostatecznie zyskało zaledwie 0,32 proc. i późnym wieczorem kosztowało 998 dolarów za uncję.

Dynamiczna zwyżka cen surowców nie wpływała na wzrost notowań spółek surowcowych i w konsekwencji zwyżkę indeksów. Takie zjawisko było widoczne jedynie na giełdzie moskiewskiej, której indeks zyskał prawie 4 proc., a przez sporą część dnia również na warszawskim parkiecie, przejawiając się we wzrostach cen akcji KGHM i PKN Orlen.

Tego rodzaju nietypowe zjawiska wzmagają poczucie niepewności na rynkach i mogą wskazywać na zbliżające się bardziej radykalne zmiany sytuacji na nich.

Reklama