Problem polega na tym, że być może pomoc przychodzi za późno. Gdyby pojawiła się kilka miesięcy wcześniej, takie pomysły, jak odebranie nam produkcji pandy, nikomu nie przyszłyby do głowy. Dlaczego? Bo w bitwie o pandę ważną rolę gra polityka, a nie tylko rachunek zysków i strat. Nie ma w tym nic dziwnego, bo w dobie kryzysu co najmniej tak bardzo jak każde euro liczą się skutki społeczne wywołane bezrobociem i niepewną sytuacja na rynku pracy. Włosi wiedzą o tym doskonale, dlatego pandę woleliby robić u siebie.
My chcielibyśmy zostawić ją w Tychach. Żeby tak się jednak stało, w obecnych czasach nie wystarczy chwalić się niskimi kosztami pracy i doskonałą kadrą. Potrzebna jest przynajmniej minimalna aktywność rządu, żeby nasi partnerzy wiedzieli, że na dobrej kondycji branży motoryzacyjnej zależy nam przynajmniej tak samo jak im.