Bo z jednej strony tak potężny zastrzyk pieniędzy – prawie 2 mld zł – powinien trafić do spółki, która wykorzysta je najlepiej. Można się o tym przekonać tylko w jeden sposób – organizując przetarg, w którym zwycięży oferta z najniższą dopłatą. Z drugiej strony czuję, że Ministerstwo Infrastruktury za wszelką cenę chce uratować ciągnący się półtora roku przetarg na zakup 20 nowoczesnych pociągów, spełniając żądanie banków udzielających spółce kredytu. Bo jeśli w sprawie polskiego TGV nie uda się drugie podejście, trzeciego może nie być bardzo długo. Tymczasem takimi składami jeździ już cały Zachód. Superpociągi mają także Czesi, od grudnia jeżdżą nimi Rosjanie. A Polacy? My wciąż podróżujemy taborem pamiętającym poprzednią epokę. Tak więc w grę – oprócz czystych kalkulacji ekonomicznych – wchodzą także kwestie ambicjonalne i fakt, że z finansowaniem nowego taboru trzeba zdążyć do lipca. Czy jednak nie za dużym kosztem?