Po 15:30 pojawił się znów zwiększony popyt, o czym świadczy wzmożony obrót na przyzwoitym poziomie, w porównaniu z kilkunastoma sesjami marazmu z końcówki grudnia i początku stycznia. Na zamknięciu o 17:30 doszło do dosyć zaskakującej wyrzutki akcji. Podaż rzędu 160 mln. ściągnęła indeks o 17 pkt. niżej. Ostatecznie WIG20 zyskał tylko 1,14%, podczas gdy około 12-tej zwyżkował nawet 2,4 proc.

Zadawano dziś pytanie o przyczynę tak nagłego i ostrego ruchu wzrostowego. Aby to zrozumieć trzeba cofnąć się do stanu rynku z ostatnich 6 tygodni.

W grudniu zamiast Świętego Mikołaja mieliśmy kryzys włoski, zagrożenie rozpadem strefy euro, wymianę rządów Grecji i Włoch, dramatyczne apele o poszukiwanie rozwiązania kryzysu długu. Indeksy, głównie europejskie, opadały do 19 tego grudnia. W końcówce grudnia ECB wydrukował około 500 mld euro celem wzmocnienia banków w gotówkę, pod zastaw obligacji krajów południa Europy. To dało pewien impuls wzrostowy giełdom zachodnioeuropejskim, jednak w Warszawie efekt ten był niemal niezauważalny. Nas dołowały problemy Węgier, a przede wszystkim sprawa podatku od złóż, KGHM. W piątek agencja S&P obniżyła ratingi kilku krajom strefy euro, w tym przede wszystkim Francji. Wszyscy czekali w napięciu na to, co się wydarzy w poniedziałek. Giełdy mogły zanotować głębokie spadki. Tak się jednak nie stało i było to wymownym testem stanu rynku. Oznacza, to że rynki są na tyle wyprzedane, że tak ważna informacja skutkowała bardzo krótkotrwałym i płytkim spadkiem na początku wczorajszej sesji. Kiedy po kilku godzinach stało się jasne, że spadku nie ma – strach zniknął, zaczęto kupować akcje – już wczoraj.

Dziś rano poznaliśmy informacje z Chin i bardzo dobrą reakcję giełdy w Szanghaju. Sesja zaczęła się od sporej luki wzrostowej. Luka ta może się okazać luką startu. Wykres długo „leżakował” i taki start może być sygnałem do większych zakupów i ustalenia trendu wzrostowego. Czy będzie kontynuacja?

Reklama