Chodzi o to, że rzadko rozważają serię opcji i możliwości, dochodząc do racjonalnego wniosku, jaki rodzaj działania jest najbardziej skuteczny, jeżeli chodzi o maksymalizację satysfakcji.
Trzeba przyznać ekonomistom, że nigdy nie byli na tyle głupi, by wierzyć, że człowiek jest w pełni racjonalnym homo economicus; na potrzeby teorii ekonomicznej omijali ten problem, stosując zasadę ceteris paribus, która zakłada, że wszystkie pozostałe warunki pozostają niezmienne. Klasyczny ekonomiczny dowcip opowiada o chemiku, inżynierze i ekonomiście, którzy znaleźli się na bezludnej wyspie bez jedzenia i wody. Odkryli składzik z konserwami, które pomogłyby im przetrwać do czasu nadejścia pomocy. Jednak nie mieli otwieracza. Wszyscy postanowili wykorzystać swoje doświadczenie zawodowe, by znaleźć sposób na otwarcie puszki. Chemik znalazł minerały, które po zmieszaniu miały się zapalić, wytwarzając wystarczającą temperaturę, by puszka się otworzyła. Inżynier obliczył siłę potrzebną do otwarcia konserwy i zaczął szukać przydatnych do tego kamieni i kijów. A ekonomista? Usiadł na plaży i patrząc w morze, powtarzał: „Załóżmy, że mamy otwieracz”.
Uświadomienie sobie, że nie mamy otwieracza i że jesteśmy poznawczo ograniczeni, że podejmujemy decyzje poprzez serię myślowych skrótów i że emocje odgrywają dużą rolę w naszym życiu, jest niezwykle ważne. Należy jednak podkreślić, że jak wykazały ostatnie badania, brak racjonalności nie musi być czymś negatywnym. Emocje odgrywają kluczową rolę w naszym procesie decyzyjnym i bez nich decyzje mogą być wadliwe. Co w końcu decyduje o tym, że niektórzy z nas noszą czerwone krawaty, a inni niebieskie? (Tak, wiem, nasze żony lub partnerki, ale one też muszą w jakiś sposób podejmować te decyzje).
Reklama
Mamy tu do czynienia z pewnymi kluczowymi czynnikami psychologicznymi. Dla przykładu heurystyka dostępności (wydarzenia, które łatwo przywołujemy do świadomości; nacechowane emocjonalnie wydają się nam bardziej prawdopodobne – red.) nawiązuje do naszej oceny korelacji, na którą wpływa to, co pamiętamy. Na przykład powszechnie się uważa, że główną przyczyną śmierci starszych ludzi jest zapalenie płuc lub rak. Tymczasem są nią choroby serca.
Heurystyka zakotwiczenia opisuje sposób, w jaki niezwiązane ze sobą liczby wpływają na nasze sądy. Jeżeli poprosimy ludzi, by zakręcili kołem ruletki, w której kula zawsze zatrzyma się na numerze 10 lub 65 (koło jest zepsute), wpłynie to na ich późniejszą odpowiedź na pytanie, ile krajów afrykańskich jest członkiem ONZ.
Te i podobne skrzywienia systemowe wpływają na sposób, w jaki komunikujemy się i postrzegamy świat. Są aż nadto widoczne w obecnym kryzysie strefy euro i były kluczowym czynnikiem w kryzysie z lat 2008 – 2009. Wyraźnie również odgrywają rolę w obecnej debacie emerytalnej. Warto pamiętać, że nawet profesjonaliści, tacy jak lekarze, księgowi i piloci, opierają się często w swoich sądach na intuicji. Nie wspominając już o naszych politykach!
To skrzywienie sądów jest główną przyczyną większości nonsensów w przepisach dotyczących ochrony zdrowia oraz obsesji na punkcie bezpieczeństwa i zagrożeń, która ogarnęła nasze społeczeństwa. Szczególnie widoczne jest to w Wielkiej Brytanii. Jeżeli sądy na tym obszarze nie są równoważone przez uważną analizę faktów i zdrowy rozsądek (choć zawsze powtarzam studentom, że nie ma czegoś takiego jak zdrowy rozsądek rozumiany jako racjonalne rozumienie realiów sytuacji), będą wadliwe.
Czy muszę przypominać ptasią grypę i koszmarne kolejki do kontroli bezpieczeństwa na lotniskach, w których każdy z nas jest traktowany jak potencjalny zamachowiec samobójca? Wszystkie te biedne starsze panie zmuszone do zdejmowania butów i biznesmeni zmuszani do wyrzucania drogich wód po goleniu, po to tylko, by zadośćuczynić absurdalnym przepisom. Choć oczywiście monopolistyczne zyski, które lotniska czerpią ze sprzedawania płynów po przejściu kontroli bezpieczeństwa, muszą być miłą rzeczą. Tak się składa, że w USA w ubiegłym roku popełniono 14 tys. morderstw. Ile z nich było rezultatem islamskiego ekstremizmu? Zero. USA wyraźnie nie muszą importować żadnych terrorystów. Nasi deputowani powinni gwarantować, że regulacje i kampanie są proporcjonalne, albo pójdą w złym kierunku, niepotrzebnie tylko strasząc ludzi. Legislacje, regulacje i upublicznianie określonych faktów będzie w sposób pośredni lub bezpośredni wpływać na nasze postrzeganie rzeczywistości.
Na koniec chciałem opowiedzieć wymowną, ale i w jakimś sensie smutną historię z londyńskiego metra. Obecnie prowadzona jest tam kampania plakatowa, by nie przepychać się do wyjścia z pociągu. Bardzo rozsądnie; każdy, kto kiedykolwiek był w Londynie, pamięta powtarzane jak refren „Mind the Gap”. Kampanię uzasadnia to, że w „ubiegłym roku doszło do 164 wypadków przy wsiadaniu do pociągów i wysiadaniu z nich”. To z pewnością poważny problem. Ale chwileczkę. W roku obrachunkowym zakończonym w kwietniu z metra skorzystało około 1,1 miliarda osób. Te 164 wypadki stanowią półtora tysięcznej procentu, czyli 0,000164 proc. Jak pisał Sam Leith, komentując tę kampanię w piśmie „Prospect”, prawdopodobnie większość z tych 164 ofiar była i tak zbyt pijana, by przeczytać plakat, więc jest to całkowita strata czasu. Niestety, wpłynie ona na percepcję wielu ludzi, którzy w podróżowaniu zaczną dostrzegać jeszcze jedno zagrożenie dla ich życia. Pomyślcie tylko o tych wszystkich biednych dzieciach, na które matki zaczną krzyczeć po przeczytaniu plakatu w drodze na wizytę u dziadka. Londyńskie metro wpadło na kiepski pomysł.