Za dolara trzeba płacić już prawie 55 rubli. Mimo że od czasów radzieckich sporo się zmieniło, Fed wydrukował ostatnio trochę zielonych, a Rosjanie są dumni z polityki, którą prowadzi ich kraj, wielu z nich może dojść do wniosku, że w warunkach rozkręcającej się szybko inflacji i czarnych prognoz gospodarczych lepsze dolary w przewodzie wentylacyjnym niż patriotyczne papierki w kieszeni. Rosyjskie media przebąkują o wprowadzanych przez banki ograniczeniach w sprzedaży walut. Paniki nie ma. Ale może wybuchnąć w każdej chwili. Analityk powiedziałby, że poziom oporu (psychologicznego) jest już testowany.

Dolary potrzebne są też rosyjskim instytucjom finansowym, firmom i budżetowi. Rezerwy państwa (ponad 400 mld USD) wciąż robią wrażenie, ale tempo ich spadku i odpływu kapitału (100 mld USD w ostatnich miesiącach) nie mniejsze.
Pentagon analizuje, jak inżynieria finansowa jest wykorzystywana w konflikcie rosyjsko-ukraińskim – doniósł „Financial Times”. Chodzi o to, że Rosjanie mają obligacje, które są dla dłużnika jak miny-pułapki i z których spłatą Ukraińcy mogą mieć problemy. Z pewnością Pentagon od dawna bada również możliwości i ewentualne skutki oddziaływania na Rosję poprzez rynki finansowe i surowcowe.

Plotki, że ropa tanieje na skutek sojuszu Amerykanów i Saudyjczyków wymierzonego w naszego wschodniego sąsiada, nie wzięły się znikąd. Wprawdzie wkrótce pojawiły się inne: że Arabia Saudyjska chce wymieść z rynku paliwowego amerykańskich producentów eksploatujących złoża łupkowe (mają wyższe koszty niż pozostali nafciarze), ale nawet gdyby tak było, to prawdziwe może okazać się powiedzenie, że zanim gruby schudnie, to chudy umrze. Przy czym to nie Ameryka i nie Arabia Saudyjska są na diecie. To rubel niknie w oczach.