Barroso wyjaśnił, że plan będzie się opierał na "skoordynowanych środkach przedsięwziętych przez kraje członkowskie, dostosowanych do sytuacji gospodarczej każdego z nich". Podkreślił, że "plan ma dać ukierunkowany, ograniczone w czasie i budżetowy impuls" europejskiej gospodarce w czasach kryzysu.

Źródła w KE sprecyzowały w rozmowie z PAP, że udział w planie będzie dobrowolny i do rządu każdego z krajów członkowskich będzie należała decyzja, jak - w ramach wspólnego planu - pomóc swojej gospodarce zmierzyć się ze skutkami obecnego kryzysu.

"Każdy rząd będzie musiał podjąć decyzję, biorąc pod uwagę swoje potrzeby oraz konsekwencje dla równowagi budżetowej. To trudna decyzja" - powiedziały źródła.

Pytanie bowiem, czy każdy kraj UE będzie na tę pomoc stać i czy np. w Polsce przyjęcie planu pomocy w wysokości 1 proc. PKB (jak zaproponował we wtorek niemiecki minister gospodarki Michael Glos) nie postawi pod znakiem zapytania utrzymania w ryzach deficytu, a tym samym respektowania polskiej mapy drogowej wejścia do euro.

Reklama

Finansując plan, kraje członkowskie będą musiały bowiem przestrzegać zasad kryteriów z Maastricht. Oznacza to utrzymywanie deficytu poniżej 3 proc., choć - jak powiedział Barroso - z wykorzystaniem przewidzianej w Pakcie Stabilności i Wzrostu elastyczności w nadzwyczajnych okolicznościach.

"Przygotowujemy wspólną odpowiedź, choć sytuacja różnych krajów jest inna. Wszyscy potrzebują leczenia, ale nie tej samej pigułki" - powiedział Barroso. "Skala musi być odpowiednio duża, ale musimy się upewnić, że pomoc będzie szła do tych, którzy rzeczywiście jej potrzebują" - powiedział.

Nie chciał potwierdzić ujawnionej w środę przez niemieckiego ministra gospodarki Michaela Glosa wartości planu, która ma sięgnąć 130 mln euro, czyli ok. 1 proc. PKB krajów UE.

"Żadna polityczna decyzja nie została jeszcze podjęta. Praca trwa. Nie mogę w tej chwili ani potwierdzić, ani zaprzeczyć liczbom, jakie się pojawiają i które są czasami sprzeczne" - powiedział szef KE. "Wszystko, co widzicie, to czyste spekulacje. Ostateczna decyzja może być zupełnie inna od czegokolwiek, co widzieliście" - dodał.

Inga Czerny i Michał Kot(PAP)