26 lipca 2012 r. słońce wzeszło kilkanaście minut przed godziną 5.00. Wszyscy poważni analitycy, zarządzający aktywami oraz inwestorzy mieli w kalendarzach zapisane, że tego dnia w londyńskim Lancaster House odbywa się konferencja, której nie można przegapić. Skład panelistów zgromadzonych w posiadłości przy St. James Palace był zacny. O randze debaty świadczy zresztą to, że otworzył ją ówczesny premier Wielkiej Brytanii David Cameron. Dla inwestorów szczególnie interesująca wydawała się poranna sesja dyskusyjna, na której mieli przemawiać bankierzy centralni, z prezesem Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghim na czele. Szefem instytucji odpowiadającej za politykę monetarną strefy euro został zaledwie rok wcześniej. Dość szybko zrozumiał, że okres jego urzędowania przypadł na wyjątkowo ciekawe i niespokojne czasy.
>>> NAJNOWSZY SONDAŻ DLA DGP, DZIENNIK.PL I RMF FM PRZED WYBORAMI DO PE. ZOBACZ TUTAJ
Nastroje na rynkach nie były najlepsze, bo trzech latach do strefy euro wróciła recesja. Perspektywy wyciągnięcia europejskiej gospodarki z kolejnych problemów po ciosie, jaki zadał jej kryzys z lat 2008–2009, nie rysowały się najlepiej.
Przemówienie Draghiego okazało się najważniejszym wystąpieniem w historii EBC, a być może także całej historii UE. Szef EBC, ubrany w ciemny garnitur z dobrze dobranym niebieskim krawatem z białym wzorem, rozpoczął z pewną nonszalancją, trzymając lewą rękę w kieszeni, a prawą lekko gestykulując. Po nieco ponad sześciu minutach podkreślił, że euro jest nieodwracalne i zapewnił słuchaczy, że nie są to z jego strony tylko puste słowa. Kilkadziesiąt sekund później na moment spuścił wzrok i splótł palce, żeby zaraz potem z niezwykłym skupieniem spojrzeć w kierunku audytorium i powiedzieć: „w ramach naszego mandatu EBC jest gotów zrobić wszystko, co w jego mocy (ang. whatever it takes – red.), aby zachować euro”. I dodał: „Uwierzcie mi, to wystarczy”.
Reklama
Niektórzy mówią, że od tamtego momentu władzę we frankfurckiej wieży nad Menem – twierdzy EBC – przejęli politycy. Inni z kolei utrzymują, że to bank zdobył władzę nad politykami i to nie tylko krajów posługujących się wspólną walutą, lecz całej UE.