Te pytania mogą mieć zabarwienie ideologiczne i służyć za pociski dum-dum w politycznej naparzance. A ja uważam, że warto je dziś zadawać nie tylko w ogniu gorących debat o aborcji czy wydłużeniu (bądź nie) wieku emerytalnego, ale też w trosce o rozwój gospodarczy i jakość naszego życia w niedalekiej przyszłości.

W roku 2023 ubyło Polsce 137 tys. obywateli (o tyle więcej zmarło niż się urodziło). Równocześnie z rynku pracy znikło blisko 150 tys. osób w wieku produkcyjnym. Mimo to snujemy ambitne plany przegonienia krajów najbogatszych. Jak chcemy tego dokonać płodząc najmniej dzieci w historii i starzejąc się najszybciej w Europie?

Najbardziej prawdopodobny dziś scenariusz zakłada, że w połowie stulecia Polska będzie liczyć około 33 miliony mieszkańców, z czego 10 mln w wieku powyżej 65 lat (w tym 3 mln powyżej 80 lat). Będzie to miało GIGANTYCZNE, wręcz brutalne, konsekwencje dla finansów państwa, rynku pracy oraz przedsiębiorców, zwłaszcza tych najmniejszych. Już ma.

Reklama

Trudno z taką demografią i brakiem jakiegokolwiek pomysłu na jej poprawę rozwijać, tak liczne dziś w Polsce, mikrobiznesy, a co dopiero – podbijać świat.

Youtuberzy i (starzy) murarze

Przeanalizowałem najbardziej miarodajne badania nastrojów i opinii polskich przedsiębiorców z ostatnich dziesięciu lat, by ustalić pierwszą trójkę najczęściej sygnalizowanych przez nich barier w rozwoju biznesu. Myślałem, że na szczycie tego czarnego rankingu znajdzie się chaos legislacyjny skutkujący zmiennością, niespójnością i brakiem jasności przepisów, tymczasem zajął on drugie miejsce. Najpowszechniej wskazywaną barierą okazał się być brak pracowników.

Pozostawmy na boku aspiracje młodych, którzy pragną być raczej youtuberami niż murarzami. Skupmy się na demografię. Na rynek pracy wkraczają ostatnimi czasy roczniki z przełomu wieków. Ich liczebność waha się między 351 tys. (2002 r.). a 382 tys. (1999 r.). Tymczasem prawa emerytalne nabędą w tym roku kobiety z rocznika 1964, których jest ponad 270 tys., oraz mężczyźni z rocznika 1959 r. , których jest ponad 230 tys. (w owym roczniku urodziło się łącznie prawie 723 tys. dzieci). Czyli mamy łącznie około pół miliona potencjalnych emerytów. Widzicie różnicę?

Jeśli nałożymy dane GUS (o populacji Polek i Polaków w różnych przedziałach wiekowych) na dane ZUS i KRUS (o odsetku osób przechodzących na emeryturę po osiągnięciu wieku emerytalnego oraz osobach korzystających z przywilejów emerytalnych, np. górnikach i mundurowych), to okaże się, że w roku 2024, podobnie jak w poprzednim, przybędzie nam ok. 480 tys. nowych emerytek i emerytów. Ponad jednej czwartej z nich nie będzie kim zastąpić, bo nowych pracowników pojawi się nie więcej niż 345 tys.

W roku 2025 pula osób w wieku produkcyjnym zmniejszy się nam znowu o ok. 140 tys. netto. Tymczasem już dziś od 70 do 90 proc. przedsiębiorców (w zależności od branży) sygnalizuje braki kadrowe i trudności w ich zapełnieniu. W samym budownictwie brakuje około 100 tys. osób. To problem ogólnoeuropejski. Według Eurostatu, pracuje już ponad 75 proc. mieszkańców UE w wieku 20-64 lat, najwięcej od chwili gromadzenia takich danych, bezrobotni stanowią poniżej 6 proc. (co jest także rekordem), a mimo to ponad 3 proc. wszystkich miejsc pracy pozostaje nieobsadzonych. Fizycznie nie ma kim orać.

Mówimy tu o 6 milionach wakatów, z czego 2 mln w samych w Niemczech. Co rzutuje silnie na sytuację w Polsce – bogatsze kraje wciąż wysysają nam ręce i mózgi do pracy. Sami Niemcy podbierają sprzedawców, kasjerów, kucharzy, hotelarzy, informatyków, lekarzy, pielęgniarzy (pielęgniarki), opiekunów (opiekunki) dzieci i osób starszych, pracowników przemysłu oraz wszelkiego typu budowlańców. Robią to od lat, ale dziś dzieje się to w sytuacji, gdy obfite jeszcze niedawno źródło kadr w zastraszającym tempie wysycha.

W perspektywie dekady zjawisko to - pozostawione samo sobie - będzie miało już nie negatywny, lecz katastrofalny wpływ na polską gospodarkę. Nie przesadzam. Zajmujemy się milionami innych problemów, a ten, fundamentalny przecież, powodujący rewolucyjne zmiany we wszystkich obszarach życia i gospodarki, zostawiamy „na kiedyś”.

Co gorsza, istnieje duże prawdopodobieństwo, że prześpimy ostatni moment na reakcję, a to dlatego, że od roku 2026, czyli już niebawem, negatywny wpływy demografii na rynek pracy znacząco osłabnie: populacja osób w wieku produkcyjnym powiększy się o młodych z ostatnich jak dotąd roczników, w których urodziło się ponad 400 tys. osób, a na emerytury będą przechodzić niże z końca lat 60. Roczny ubytek kadr zmniejszy się przez to z obecnych 140 tys. do kilkunastu tysięcy i będzie można go niwelować za pomocą automatyzacji i innych metod podnoszenia efektywności. Ale ta poprawa potrwa tylko kilka lat.

Od 2031 r. czeka nas totalny rozjazd: skokowy wzrost liczby nowych emerytów i jeszcze gwałtowniejszy spadek liczby nowych pracowników. W ogóle nie jesteśmy na to gotowi.

Jak Polska wymiera. I będzie wymierać

Brzemienna w skutki zmiana zaczęła się w Polsce pod koniec lat 80. XX wieku, czyli u schyłku PRL, w XXI wieku wyraźnie przyspieszyła, a od mniej więcej dekady wręcz pędzi i wszystko wskazuje na to, że w najbliższych latach wcale nie spowolni. Spójrzcie na kilka dających do myślenia liczb wyłuskanych z nieogarnionego ogromu statystyk:

  • Sto lat temu, w 1924 r., urodziło się w 28-milionowej Polsce milion Polek i Polaków. Zmarło pół miliona, czyli w rok populacja naszego kraju powiększyła się o 500 tys. nowych obywatelek i obywateli (abstrahuję tutaj od migracji). Odsetek osób powyżej 60. roku życia – czyli wedle definicji: seniorów – wynosił około 8 procent.
  • Pół wieku temu, w 1974 r., urodziło się w 33-milionowej Polsce 623 tys. dzieci, zmarło 279 tys. obywateli. Populacja Polski powiększyła się w rok o 344 tys. ludzi. Odsetek seniorów (60+) wynosił 10,3 proc.
  • Cztery dekady temu, w orwellowskim (wtedy – dosłownie) roku 1984, urodziło się w 37-milionowej Polsce prawie 702 tys. dzieci, zmarło 367,6 tys. rodaków, więc w rok przybyło nam ponad 334 tys. obywateli. Odsetek seniorów wynosił niezmiennie nieco ponad 10 proc.
  • Trzy dekady temu, w 1994 r., cztery lata po upadku PRL, czyli już w wolnej 38-milionowej Polsce, urodziło się 481,3 tys. dzieci, a zmarło 386,4 tys. rodaków. W rok przybyło nas prawie 95 tysięcy. Odsetek seniorów wynosił 11 procent.
  • Dwie dekady temu, w 2004 r., urodziło się w 38-milionowej Polsce nieco ponad 356 tys. dzieci, a zmarło 363,5 tys. naszych rodaków, więc w rok straciliśmy niespełna 7,5 tys. obywateli. Seniorzy stanowili 16,5 proc. populacji.
  • Dekadę temu, w 2014 r., urodziło się w 38,5-milionowej Polsce ponad 375 tys. dzieci, zmarło 376,5 tys. osób, w rok ubyło nam niespełna 1,5 tys. obywateli. Seniorzy stanowili 22,2 proc.
  • W zeszłym roku, 2023, odnotowaliśmy w Polsce najniższą w historii pomiarów liczbę urodzeń – 272 tys. (z czego kilkanaście tysięcy urodziły Ukrainki) przy 409 tys. zgonów. W rok ubyło nam zatem 137 tys. obywateli (zastrzegam, że nadal abstrahuję od migracji). Odsetek seniorów (60+) przekroczył 26 proc. – a byłby jeszcze wyższy, gdyby nie pandemia, która odebrała życie przede wszystkim osobom starszym.
  • Przy obecnej dynamice, pod koniec dekady seniorzy będą stanowić już 30 proc. populacji Polski, a za ćwierć wieku – blisko połowę.

Warto dodać, że Łódzkie i Świętokrzyskie już osiągnęły 30-procentowy udział seniorów (60+) w populacji, a podążają za nimi szybko Opolskie, Śląskie, Zachodniopomorskie i Lubelskie. W relatywnie najmłodszych regionach – Małopolskim, Mazowieckim, Wielkopolskim, Pomorskim i Podkarpackim odsetek ten wynosi – przede wszystkim dzięki korzystnym migracjom - ok. 25 proc. Ale także rośnie.

Dwie Polski: bardzo stara i względnie młoda (bezdzietna?)

Opisane tu zmiany demograficzne mają ogromny wpływ na nasz potencjał społeczny i gospodarczy. W ogóle się o tym nie mówi, ale szybko rośnie w Polsce liczba gmin, a nawet całych powiatów, w których głównym źródłem dochodów większości mieszkańców nie jest praca, lecz świadczenie z ZUS lub KRUS (to drugie w ponad 90 procentach dotowane z budżetu państwa). Dominującą grupą stały się tam kobiety 60+. Pozostają bardzo aktywne życiowo, większość utrzymuje dobrą kondycję, ale zawodowo pracuje jedynie kilka procent. Można tłumaczyć, że najniższy w Unii Europejskiej wiek emerytalny jest tutaj tylko jednym z powodów – ale trudno dowieść, że nie odgrywa kluczowej roli.

Temu zjawisku towarzyszy inne: młodsze Polki migrują masowo do miast, zwłaszcza tych największych i oferujących najlepsze możliwości rozwoju – jak Warszawa, Kraków, Wrocław, Gdańsk, Poznań, Rzeszów (pisałem niedawno, że na 100 mężczyzn przypada tam już 115 i więcej kobiet; i to nie licząc Ukrainek). W tzw. Polsce powiatowej ubywa przez to osób, które mogłyby (i chciały) rodzić dzieci, topnieje odsetek ludzi w wieku produkcyjnym, a błyskawicznie powiększa się grupa nieaktywnych zawodowo seniorów - wśród których ok. 65 proc., a w wyższych przedziałach wiekowych ponad 80 proc., to kobiety. Przybywa miejsc, gdzie osób 60+ jest więcej niż pracujących, a nawet więcej niż wszystkich ludzi w wieku produkcyjnym.

W przedziale wiekowym od 60 do 64 lat na 100 mężczyzn przypadają w Polsce powiatowej 122 kobiety; zawodowo pracuje 90 proc. mężczyzn i 3 proc. kobiet w tym wieku. Zwykło się uważać, że te drugie przeistaczają się w babcie i opiekują wnukami, ale – z uwagi na rekordowo niską liczbę urodzeń oraz migrację młodych kobiet do wielkich miast – jest to dzisiaj coraz rzadsze i dotyczy naprawdę mniejszości seniorek; o wiele częściej zajmują się one natomiast rodzicami 80+.

Patrząc na to czysto ekonomicznie: mimo bolesnego i wciąż narastającego deficytu pracowników, jako jedyni w całej Unii Europejskiej niemal automatycznie (ustawowo) wyłączamy z rynku pracy prawie dwie trzecie osób w przedziale wiekowym 60-64. Paradoksalnie – te wyłączone osoby (kobiety) są generalnie w lepszej kondycji zdrowotnej niż te nadal pracujące (mężczyźni) i mają przed sobą statystycznie dużo więcej życia. Z punktu widzenia lokalnych przedsiębiorców jest to totalny absurd. Taka polityka społeczno-gospodarcza (?) wydatnie zmniejsza dostępność pracowników i winduje koszty, co jest dzisiaj główną przyczyną zamykania i zawieszania działalności mikro i małych firm.

Migracja młodych kobiet do dużych miast jeszcze ten efekt wzmacnia, gdyż większość z nich – po zdobyciu wyższego wykształcenia - podejmuje pracę w sektorze publicznym i dużych przedsiębiorstwach. Coraz mniej z nich rodzi dzieci, bo też nie taki jest główny cel ich ucieczki do miast, a zarazem pojawia się mnóstwo innych, obiektywnych i subiektywnych, okoliczności nie sprzyjających macierzyństwu. Tu wracamy do aborcji, z której – w powszechnej opinii wielkomiejskich Polek, i tych młodszych, i tych nieco starszych – rząd PiS uczynił element szerszego systemu opresji wobec kobiet; wedle tej narracji zaostrzenie zakazu przerywania ciąży przyniosło skutek odwrotny od domniemanego, czyli wcale nie doprowadziło do zwiększenia liczby urodzeń, tylko do totalnej zapaści dzietności.

Wydaje się to nie lada paradoksem, ale znajduje potwierdzenie w doświadczeniach wielu innych krajów: kobiety boją się zachodzić w ciążę tam, gdzie wymaga się od nich nadludzkiego heroizmu i naraża przez to na niewyobrażalne cierpienie. Pytanie, czy liberalizacja przepisów aborcyjnych w pakiecie z innymi rozwiązaniami dającymi poczucie bezpieczeństwa sprawi, że Polki, wielkomiejskie i te, które pozostały we wsiach i miasteczkach, zechcą rodzić, pozostaje otwarte. Zarazem jest ono niezwykle ważne także z punktu widzenia gospodarczego. Skutki przedłużającej się zapaści demograficznej – nie branej pod uwagę nawet w najbardziej pesymistycznych scenariuszach – odczujemy ze zwojoną mocą już za dwie, trzy dekady. Zostanie nas nie 33, lecz mniej niż 30 milionów, z czego seniorzy stanowić będą ponad połowę.

Będziemy przy tym świadkami dalszego rozpadu kraju na dwie Polski - o odmiennych potrzebach i celach życiowych. W tej gminnej, powiatowej, z dala od większych miast, głównym zmartwieniem i zadaniem samorządowców będzie w kolejnych dekadach zapewnienie starzejącym się mieszkańcom infrastruktury i opieki zdrowotnej dostosowanej do ich coraz wyższego wieku oraz stworzenie systemu chroniącego ich przed dojmującą samotnością; wszakże jedną z najszybciej powiększających się w Polsce grup demograficznych są wdowy.

Kolejnym wielkim wyzwaniem będzie znalezienie skutecznej odpowiedzi na zjawisko tzw. podwójnego starzenia się, szybko rośnie bowiem nad Wisłą nie tylko grupa seniorów, ale też podgrupa najstarszych, po osiemdziesiątce, dziewięćdziesiątce czy setce. Im człowiek starszy, tym większe prawdopodobieństwo, że będzie potrzebował pomocy z zewnątrz – od zrobienia codziennych zakupów po profesjonalną całodobową opiekę medyczną. A my to wszystko mamy w powijakach. Albo nawet we wcześniejszej fazie…

Niezbędne działania w tych wszystkich obszarach trzeba z czegoś sfinansować - w sytuacji, gdy kluczowym źródłem wpływów polskich gmin stają się już dziś podatki od emerytur i rent. Coraz mizerniejszych. To już teraz grozi uruchomieniem samonapędzającego się mechanizmu zagłady – warunki prowadzenia biznesu w takich miejscach są trudne, a będą jeszcze trudniejsze. Możemy jeszcze podjąć próbę odwrócenia zabójczych trendów. Ale musimy to zrobić już.

PS. Przy okazji warto zwrócić uwagę na efekt społeczny obecnej polityki (bądź jej braku): jeśli nałożymy na siebie dane GUS (przeciętna długość życia kobiet i mężczyzn) i ZUS (średni wiek przechodzenia na emerytury), statystyczna Polka spędza na emeryturze ponad jedną czwartą życia, a przeciętny Polak – jedną dziesiątą.

PS2. Oczywiście, ktoś może mi zarzucić, że abstrahuję tu od (potencjalnie wielomilionowej) migracji oraz robotyzacji, automatyzacji i rozwoju AI. Proponuje jednak spojrzeć na ten problem z punktu widzenia mieszkańców Polski powiatowej, gdzie migrantów jest (jak dotąd) niewielu, a roboty widują jedynie w filmach SF.