Do zadania sobie i państwu tego pytania sprowokował mnie tekst Tomasza Terlikowskiego („Plus Minus”, 12 czerwca) o raporcie, z którego wynika, że kościelni liderzy „traktowali osoby skrzywdzone seksualnie jak wrogów Kościoła, odmawiali brania odpowiedzialności za lokalne struktury, bagatelizowali liczbę ofiar, a wszystko to w imię obrony dobrego imienia instytucji”. Ba, chodzi o najliczniejszą konferencję wspólnot baptystów w południowych stanach USA. Gdzie Rzym, gdzie Krym – spyta czujny czytelnik, co ma wspólnego trzeszczenie u konserwatywnych baptystów z chrzęstem w polskim Kościele? Otóż, jak prosto i celnie pisze Terlikowski, zrozumienie zła moralnego pedofilii przyszło do Kościołów z zewnątrz.