Nie ma dnia, by obydwie strony konfliktu nie meldowały o dalszych rosyjskich postępach w Donbasie, a ich przewaga na froncie wydaje się być bezsprzeczna. I nagle, w zalewie informacji o kolejnych sukcesach, rosyjskie media zaczęły dopatrywać się przygotowań do ukraińskiego uderzenia.
Rosjanie wietrzą spisek. I to w czasie świąt
Źródło tych tajemniczych, choć niewykluczone, że opartych głównie na bujnej fantazji, obaw stanowi to, co od sierpnia dzieje się w obwodzie kurskim. Rosjanie bowiem nie mogą przeboleć, iż strona ukraińska odważyła się na kontruderzenie i zajęcie części obwodu, z którego do dziś nie udało się ich wyrzucić. I teraz nowej ofensywy zaczęli dopatrywać się w słowach ukraińskich polityków.
Pierwszym tropem, mającym o niej świadczyć, jak podaje rosyjski portal wojskowy Top War, jest decyzja samego prezydenta Zełenskiego, który nie wyraził zgody na zaproponowany przez Victora Orbana bożonarodzeniowy rozejm. To świadczyć ma o jego niecnych planach.
„W jakim przypadku jedna ze stron konfliktu odmawia rozejmu? Tylko wtedy, gdy jest nadzieja na sukces! Może i jest mały, ale jest” – donosi publikacja.
Ale na tym nie koniec. Oliwy do ognia dolał głównodowodzący ukraińskiej armii, generał Syrski, który w rozmowie z jednym z wojskowych dziennikarzy zasugerował, iż Ukraina nie może tylko się bronić. Powinna też atakować.
„Zwycięstwo nie jest możliwe, jeśli Siły Zbrojne pracują wyłącznie w obronie. Musimy przejąć inicjatywę i kontratakować. Zrobiliśmy to i zrobimy to. Zobaczysz gdzie i kto” cytuje słowa Syrskiego Top War.
Gdzie zatem miałoby dojść do tego świątecznego ataku? Rosjanie zwracają uwagę na obwód briański i obawiają się, iż w jego stronę skierowana będzie jakaś duża operacja służb specjalnych Ukrainy.
Nowy atak na Rosję. Wymyślili nawet miejsce dla Polski
I choć słuchając ukraińskich apeli o dostawy sprzętu oraz obserwując sytuację na froncie, można raczej takie obawy wsadzić między bajki, Rosjanie są przekonani, iż Ukraina ma odpowiednie środki, by przypuścić szturm. Szukają też śladów olbrzymich ilości wyposażenia wojskowego, które w ostatnich tygodniach trafiło na Ukrainę i tu mają kolejną własną teorię.
„Według niektórych raportów w skład pierwszego ukraińskiego korpusu wejdą 160., 161. i 162. brygada zmechanizowana. Wiadomo, że korpus otrzyma własną artylerię, czołgi, jednostki przeciwlotnicze i tylne. Myślę, że to właśnie ten korpus otrzyma pierwszą misję bojową związaną z ofensywą w obwodzie briańskim” – czytamy w publikacji.
Rosjanie jednak nie byliby sobą, gdyby w planowaniu swych fantazyjnych scenariuszy nie uwzględnili Zachodu, a szczególnie Polski. Nasz kraj wystarczająco już im podpadł, stając na czele państw, pomagających obrońcy, aby teraz nie brać też udziału w przygotowaniu nowej ofensywy. I tak, w ocenie autorów z Top War, Polska na swe barki wziąć miała zabezpieczenia całej operacji od strony wsparcia powietrznego.
Nie oznacza to, że nasze myśliwce polecą na Ukrainę. Ale w jakiś dziwny sposób Rosjanie nie mogą doliczyć się na froncie tych wszystkich, przekazanych przez Zachód myśliwców F-16 i tu śledztwo zaprowadziło ich do Polski.
„Obecnie na lotnisku w Mińsku Mazowieckim (Polska) znajduje się 16 samolotów. Celem grupy powietrznej jest ochrona Kijowa, ewentualny atak na Białoruś i atak na przygraniczne regiony Rosji” – piszą Rosjanie, dodając, że podobna grupa znajduje się też na terytorium Rumunii.
Trzeba mieć świadomość, że rosyjska propaganda w różny, bardziej, lub mniej subtelny sposób, stara się zamieszać Polskę w swe agresywne plany, a teraz widać, jakby zaczęli się obawiać, że znów świat mógłby zacząć mówić nie o ich sukcesach w Donbasie, ale o kolejnym ataku na Rosję. Polacy zaś są doskonałym straszakiem na szarych Rosjan i bliskim wrogiem, do którego Kreml od dawna stara się wzbudzić jak najwięcej nienawiści. W tym przypadku nie bez znaczenia jest historia, gdyż w rosyjskim przekazie do rangi wielkiego sukcesu urosło wygnanie na początku XVII wieku polskiej załogi z Kremla. I to też boli, że Polacy, jako nieliczni, w ogóle mieli czelność tam się znaleźć.