Mniej więcej od października ubiegłego roku wśród rosyjskich sołdatów, starających się wyprzeć wojska ukraińskie z obwodu kurskiego, walczyły jednostki z Korei Północnej, których Putinowi do pomocy wysłał jego nowy sojusznik, Kim Dzong Un. Szacowano, iż do Rosji przybyć miało nawet 11 tysięcy wojskowych z Korei.
Koreańczycy nagle zniknęli z frontu. Co się dzieje w Rosji?
W ostatnich tygodniach z Ukrainy docierało mnóstwo informacji o brawurowych atakach koreańskich żołnierzy, zachowujących się tak, jakby nie bali się śmierci. Szturmy przez otwarte pola, wprost pod lufy karabinów to był koreański chleb powszedni, ale wszystko skończyło się kilka dni temu, a miejsce Koreańczyków znów zajęli Rosjanie. Obecni niedaleko linii walk dziennikarze Sky News starali się dowiedzieć, co się stało z Koreańczykami, o których jeszcze niedawno było tak głośno.
„Wojska północnokoreańskie wycofały się tymczasowo z linii frontu w Rosji po poniesieniu ciężkich strat, powiedział dowódca ukraińskich sił specjalnych. Dowódca, który występuje pod pseudonimem „Puls”, powiedział, że ludzie Kim Dzong Una najprawdopodobniej albo wyciągają wnioski z błędów popełnionych podczas pierwszych krwawych starć z ukraińskimi żołnierzami, albo zajmują się rannymi, albo czekają na posiłki” – podaje Sky News.
Ukraińscy żołnierze, z którymi rozmawiali reporterzy Sky News, nie ukrywali, że sposób walki, jaki stosowali żołnierze z Korei Północnej, bardzo ich zaskoczył. Będąc przyzwyczajonymi do zachowań Rosjan, nie mogli uwierzyć masowym atakom i starają sobie jakoś racjonalnie wytłumaczyć, jak w ogóle tak można się zachowywać.
„Widać było wyraźny początkowy brak świadomości zagrożeń ze strony dronów i artylerii, gdy północnokoreańscy żołnierze atakowali pieszo jak w czasach II wojny światowej, w grupach po 20, 40, a nawet 60 ludzi, stając się łatwym celem” – informuje Sky News.
Każdy Koreańczyk był „perfekcyjnie uczesany”
Ale te masowe i często samobójcze ataki niekoniecznie wynikały tylko z nieznajomości specyfiki nowoczesnego pola walki i faktu, że w każdej chwili człowiek może być narażony na atak drona. Ukraińcy przyznają, iż można było odnieść wrażenie, że atakujących ich Koreańczycy z północy święcie wierzą w swoją sprawę, a dla swego ukochanego przywódcy zrobią wszystko.
„Widziano Koreańczyków z północy wysadzających się granatami, zamiast ryzykować pojmanie. Dowódca Puls twierdził nawet, że słyszano, jak Koreańczyk z Północy krzyczał „za generała Kim Dzong Una!”, zanim popełnił samobójstwo” – informuje Sky News.
Koreańczycy mieli też problem ze skutecznością swych ataków, a ten wynikał często z braku właściwej komunikacji pomiędzy nimi, a Rosjanami. Bariera językowa okazała się tak wielka, że przynajmniej w jednym przypadku Koreańczycy sami zaatakowali Rosjan, biorąc ich za wrogich Ukraińców. Z drugiej strony gdy nawet Koreańczykom udało się zająć ukraińskie pozycje, ponosząc przy tym potężne straty, Rosjanie nie spieszyli im z pomocą, by zabezpieczyć zajęty teren i kolejny ukraiński kontratak wykurzał ich z dopiero co zdobytych umocnień.
Z relacji ukraińskich żołnierzy wynika jednak, że Koreańczycy to dość groźny przeciwnik, który jeśli wyciągnie wnioski z pierwszych miesięcy walk, może dać im się we znaki. Zwracają też uwagę na jeszcze jedną cechę atakujących żołnierzy Kim Dzong Una.
„Wszyscy byli ogoleni i perfekcyjnie uczesani, jak modelki. Każdy z nich – bez brody, nieuczesanych włosów ani łysych głów… Trudno było też określić ich wiek. Wszyscy wyglądali na 25–35 lat, może nawet do 40” – cytuje Sky News dowódcę o pseudonimie Puls.