Dziwne dane z frontu. Gdzie podziały się czołgi T-72?
Choć jeszcze kilka lat temu wieszczono koniec czołgów na współczesnym polu walki, to te nadal mają się bardzo dobrze. Na tyle dobrze, że każdego miesiąca nowe wozy opuszczają zakłady zbrojeniowe w Rosji, USA, Korei czy Europie. Niemcy pracują nad nowymi Leopardami, Amerykanie tworzą Abramsa nowej generacji, a Turcy uruchamiają produkcję krajowych czołgów.
Sami Ukraińcy stale zabiegają o nowe dostawy wozów, a kolejne czołgi T-72 wysłać mieli ostatnio Polacy. Wojenna praktyka pokazuje, że to nadal niezwykle przydatna broń na polu walki. Mimo że Rosjanie powinni być w stanie masowo produkować nowe wozy i są one dla nich niezwykle ważne, to wydaje się, że na front dociera ich coraz mniej.
Do tego wniosku doszedł użytkownik platformy X, Richard Vereker (@verekerrichard1). Analizuje on straty Rosjan. W przypadku rosyjskich czołgów dostrzec możemy nietypowy wzorzec. Analizowana była średnia 3-miesięczna strat. Od początku wojny kluczowe znaczenie na froncie miały czołgi T-72 oraz T-80. Czołgi T-90 od wielu miesięcy odpowiadają za ok. 5-10% strat. Rośnie udział starszych T-62 - z poziomu 3-6% w 2023 roku do 23,5% w marcu 2025 roku. Coraz większy jest także udział T-80. Na początku wojny wynosił on ok. 20-30%. Z czasem wzrósł do 40% i na tym poziomie utrzymywał się przez wiele miesięcy, gdy nagle na początku tego roku liczba ta wzrosła do 65%.
Skoro rośnie udział T-80 oraz T-62, to spadać musi udział T-72. I to właśnie możemy obserwować. W pierwszych miesiącach wojny czołgi te odpowiadały za nawet 70% strat. W 2024 roku można było mówić o w miarę stabilnym (choć z tendencją malejącą) udziale na poziom 30-40%. Od początku 2025 roku udział ten jednak błyskawicznie zmalał z 33% do zaledwie 6%.
Co się dzieje z czołgami T-72?
Z czego wynika ten spadek? W drugiej połowie 2024 roku Rosjanie tracili od 50 do 90 czołgów miesięcznie. W styczniu i lutym straty wyniosły kolejno 62 i 60 maszyn. Nie widzimy zatem żadnej anomalii. Ta jednak pojawia się w liczbie zniszczonych czołgów T-72. W stycznie na 62 czołgi przypadło 16 T-72. Miesiąc później na 60 czołgów było już tylko 6 T-72. W pierwszej połowie marca na 22 zniszczone czołgi przypadł zaledwie 1 T-72. Widzimy więc, że mówimy nie tyle o wzrośnie niszczonych czołgów T-80 czy T-62 (ta jest w miarę stabilna), co o zniknięciu T-72.
Ekspert przyjrzał się także strukturze zniszczonych T-72. W pierwszych miesiącach wojny szczególnie dużo niszczonych wozów stanowiły starszy T-72BA, T-72B lub T-72B3 model 2016. Z czasem jednak ciężar strat spadł na warianty T-72B i T-72B3 model 2022. Zmiany te nie są żadnym zaskoczeniem, ponieważ odzwierciedlają wzrost mocy produkcyjnych rosyjskich zakładów zbrojeniowych. Analizowane dane nie pokazują jednak istotnych zmian w strukturze niszczonych T-72 w ostatnich miesiącach.
Zdaniem Richarda Verekera oznacza to, że na front dociera coraz mniej T-72. To wskazuje na dwie opcje. Rosjanie mogą mieć problem z produkcją czołgów lub z jakiegoś powodu opuszczają one fabryki, ale nie docierają na front. Temat opisywaliśmy już jakiś czas temu. Dostawy na front systematycznie śledzi znany internetowy ekspert ds. broni pancernej — Jarosław Wolski. Jak zauważa Wolski, jego szacunki związane z produkcją czołgów i bojowych wozów piechoty nie pokrywają się z dostawami. To bardzo niepokojąca informacja.
Zdaniem eksperta rozjazd jest duży. Wolski twierdzi, że nie może doliczyć się ok. 600-800 rosyjskich czołgów i drugie tyle BMP (bojowych wozów piechoty). Chodzić ma o wozy nowe jak i te odnowione po wyciągnięciu ze składów wojskowych. Do walk wysłano zaledwie połowę tego, co początkowo zakładał analityk. Ekspert spodziewa się najgorszego.
Wielka armia Rosjan wyjdzie z cienia?
Opcje mogą być dwie. Wolski mógł przeszacować rosyjskie możliwości produkcyjne. Ekspert dopuszcza do siebie tę opcję, lecz twierdzi, że jest ona mało prawdopodobna, ponieważ w 2022 i 2023 roku jego szacunki okazały się bardzo trafne. Trudno byłoby więc wyjaśnić, dlaczego w 2024 roku miałaby pojawić się aż tak duża różnica.
Jest też druga opcja. Pojazdy trafiły do jednostek, które są formowane w głębi Rosji i w cierpliwości szkolą się, czekając na rozkazy. Jeśli Rosjanie znaleźli wystarczające środki (a ze znalezieniem rekrutów nie mają takich problemów jak Ukraina), to oznaczałoby, że gdzieś z dala od linii frontu czekają dziesiątki, a może nawet ponad 100 tys. wyszkolonych rosyjskich żołnierzy.
Potencjalna ofensywa mogłaby okazać się dla Ukraińców tragiczna w skutkach. Kraj ten od zeszłego roku boryka się z chronicznym i bardzo dużym brakiem chętny do armii. W mediach pojawiają się bardzo niepokojące informacje o przenoszeniu na front żołnierzy dotychczas służących w innych formacjach (Siłach Powietrznych czy wojskach wsparcia). Pokazuje to, w jak trudnej sytuacji znajduje się obecnie Kijów.