Produktywność to pięta achillesowa polskiej gospodarki. Pod względem wydajności pracy w Europie gorsi od Polaków są tylko Łotysze, Rumuni i Bułgarzy.

Jak wynika z raportu „Wydajność pracy w Polsce” opracowanego przez Sedlak & Sedlak, w 2010 roku produktywność w Polsce definiowana jako PKB przypadające na 1 godzinę pracy wyniosła zaledwie 54 proc. unijnej średniej.

Tak niski wynik plasuje Polskę na trzecim miejscu od końca w rankingu najbardziej produktywnych państw w Unii Europejskiej. Gorzej od radzi sobie tylko Łotwa (47 proc. średniej unijnej), Rumunia (43 proc.) i Bułgaria (41 proc.).

„Dobrą wiadomością jest to, że w latach 2000-2010 Polska poprawiła wydajność o 9 punktów procentowych” – mówi Gabriela Jabłońska, specjalistka z portalu rynekpracy.pl.

Europejskim liderem produktywności jest Luksemburg, gdzie wydajność pracy w 2010 roku sięgała niemal 190 proc. średniej unijnej. Wysokie pozycje w zestawieniu zajmują też Belgia, Holandia i Francja, w których produktywność stanowi ponad 130 proc. średniej unijnej.

Reklama

>>> Czytaj też: Ile wynosi płaca minimalna w Europie? Zobacz ranking państw UE

Wydajne Mazowsze, nieproduktywna Lubelszczyzna

Na podstawie wartości dodanej brutto przypadającej na 1 pracującego Sedlak&Sedlak wyliczył, że najmniej produktywne regiony w Polsce to województwo lubelskie, podkarpackie i świętokrzyskie. Jak zaznaczają autorzy raportu, w latach 2002-2009 obszary te nie odnotowały praktycznie żadnej poprawy wskaźników wydajności.

Największą wydajnością w naszym kraju mogą poszczycić się województwa, w których przemysł jest rozwinięty na największą skalę: mazowieckie, dolnośląskie i śląskie. To właśnie na Mazowszu w ostatnich latach wydajność rosła najmocniej w Polsce.

„Różnice międzyregionalne są silnie uzależnione od różnic w strukturach gospodarczych poszczególnych województw. Województwo o najwyższej wydajności w naszym kraju – mazowieckie – cechuje bardzo wysoka produktywność w sektorze przemysłowym” – czytamy w raporcie.

>>> Czytaj też: Wynagrodzenia w Polsce: Wzrost pensji o 30 proc. nie zagroziłby konkurencyjności