Pewnego lipcowego ranka członek kubańskiego Politbiura Marino Murillo wszedł na mównicę Międzynarodowego Centrum Prasowego w Hawanie i pokrótce przedstawił rządowe plany rozwoju gospodarczego, a potem przez 45 minut odpowiadał na pytania - ze zdziwieniem pisze „The Economist”.

Świadczy to o zmianach zachodzących na wyspie. Można poczuć wiatr odnowy. Po pierwsze władza nie kontaktuje się z narodem za pośrednictwem leciwego Fidela Castro, bredzącego godzinami w telewizyjnych przemowach od czasu, gdy w 2006 r. rządy przejął jego młodszy brat Raul. Po drugie Politbiuro poczuło się na tyle pewnie, że zaprosiło na konferencję nawet zagranicznych dziennikarzy, choć grupa ta była niewielka. Po trzecie Murillo, odpowiedzialny za wdrażanie reform gospodarczych, oficjalnie nazywanych „aktualizacją”, mówił o budowaniu bogactwa, czynnikach rynkowych i sygnałach cenowych.

- Życie pokazało, że państwo nie może zrobić wszystkiego – Economist cytuje Murillo. – Drogą do sukcesu jest utrzymanie równowagi makroekonomicznej, przy jednoczesnym pozostawieniu przestrzeni rynkowi i budowie bogactwa.

Nawet komunistyczne władze Kuby są już zmęczone dźwiganiem wątłej gospodarki i chętnie przekażą część ciężaru w prywatne ręce, zaczynając od rolnictwa i małych firm.

Reklama

>>> Polecamy: Sankcje gospodarcze: Nieskuteczne narzędzie w walce z reżimami