Byłoby dobrze, gdybyśmy też, w pogoni za pracą chętniej chcieli zmieniać miejsce zamieszkania - podkreśla w rozmowie z IAR Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan. Dodaje, że mamy ponad dwa miliony bezrobotnych a pracodawcy chcą zatrudnić pół miliona ludzi. Nie mogą jednak znaleźć odpowiednich osób. Oznacza to, że gdybyśmy potrafili szybciej połączyć pracodawców poszukujących rąk i głów do pracy z osobami, które pracy szukają, moglibyśmy bezrobocie zmniejszyć o pół miliona.

>>> Zobacz ile wynosi stopa bezrobocia w twoim powiecie.

Ludzie muszą podążać tam, gdzie są fabryki a oczekiwanie, że fabryka przyjdzie do bezrobotnych jest bezpodstawne - tłumaczy Jeremi Mordasewicz. Zwraca uwagę, że inwestorzy szukają takich miejsc, gdzie nie ma problemów z uzbrojeniem terenu czy możliwością dojazdu i z pewnością nie stworzą swojego biznesu w miejscu, gdzie jest z tym kłopot. Chętniej inwestują też w dużych skupiskach. I tak, jeśli buduje się przysłowiową fabrykę w małym miasteczku, w którym nie ma żadnej innej fabryki, to jest to ryzyko zarówno dla inwestora, który może nie znaleźć w okolicy specjalistów o odpowiednich kwalifikacjach ale też duże ryzyko dla ludzi. Jeśli bowiem taka jedna fabryka zbankrutuje, to pozostaną bez pracy. W mieście, w którym jest sto fabryk i jedna z nich upadnie, ludzie znajdą pracę w którejś z pozostałych 99.

Nie należy się więc buntować przeciwko przenoszeniu się ludzi z wiosek do miasteczek i z miasteczek do dużych miast, bo taka jest konieczność - zaznaczył rozmówca IAR. Dodał, że za 10 lat będzie ogromny problem z brakiem rąk i głów do pracy i dlatego już dzisiaj trzeba przyspieszyć proces przemieszczania się, zwłaszcza ludzi młodych, do większych miast. Stąd realizowany już rządowy program dotacji na zasiedlenie dla osób do 30 roku życia jest ze wszech miar zasadny - zaznaczył Jeremi Mordasewicz.

Reklama

>>> Czytaj też: Rynek pracy: choć zapotrzebowanie na techników jest wyższe, to większe szanse mają humaniści