Ostrzeżenie o takiej treści zamieścił na portalu china.org.cn Lin Caiyi, główny ekonomista think-tanku Guotai Jun’an Securities. Większość chińskich ekonomistów się z nim nie zgadza.

Zagrożenie dostrzega tylko część chińskich ekspertów. Większość uważa, bowiem, że problem ten nie dotyczy Chin, ponieważ rezerwy wzrostu jeszcze się nie wyczerpały, a do tego typowe modele prognostyczne stosowane w innych gospodarkach nie mają w tym przypadku zastosowania, ponieważ Chiny rozwijają się w innych warunkach niż kraje rozwinięte.

Chińscy ekonomiści są zaskoczeni (albo tylko udają) zachodnim pesymizmem, a nawet katastrofizmem w prognozach gospodarczych dla Państwa Środka wynikającym z faktu, że w 2014 r. Chiny znowu odnotowały spadek tempa wzrostu PKB (do 7,4 proc.). Dziwią się, że zagraniczni analitycy powątpiewają w chińskie reformy lub uważają je za czysto deklaratywne. Chińscy eksperci przekonują, iż coś naprawdę się zmienia i to na trwałe. Państwo Środka – twierdzą – przechodzi w bólach i stopniowo od gospodarki planowej do rynkowej, stąd problemy i wyraźne spowolnienie.

Wzrost wolniejszy, ale lepszy

Reklama

Ekonomista Tang Min zapowiada na łamach „China Economic Reviewˮ, że tegoroczne reformy skupią się na utrzymaniu stabilności gospodarki, pielęgnacji obszarów nowego wzrostu (jak Szanghajska Pilotażowa Strefa Wolnego Handlu), eliminacji ubóstwa, niwelowaniu geograficznych dysproporcji w dochodach i wzmocnieniu kosztownych reform zabezpieczeń społecznych.

Cytowany przez Agencję Xinhua Lu Feng, szef Chińskiego Centrum Badań Makroekonomicznych (CCER), twierdzi, że „spowolnienie w ostatnich 10 kwartałach, kiedy to roczny wzrost PKB spadł poniżej 8 proc., jest wynikiem skumulowanej nierównowagi poprzedniej dekady szybkiego wzrostu” i dodaje obrazowo, że „tak jak biegacz musi zwolnić i oszczędzać siły, by odzyskać energię, tak gospodarka Chin musi rozwijać się w bardziej zrównoważonym tempie”, a to wiąże się ze schłodzeniem rynku mieszkaniowego, naciskiem na ograniczenie zadłużenia państwowych przedsiębiorstw i samorządów, restrukturyzacją przemysłu oraz ogromnymi nakładami na ochronę środowiska.

Oczekuje się, że w tym roku Chiny utrzymają tempo wzrostu na poziomie 7–7,5 proc., ale presja na wzrost jest nadal wyraźna, choć obecnie ma on być „lepszy jakościowo”. Prof. Justin Yifu Lin z Uniwersytetu w Pekinie, były wiceprezes Banku Światowego, wyraża na łamach „Beijing Reviewˮ opinię, że inwestycje, które przez lata napędzały chińską gospodarkę, wciąż pozostaną ważnym czynnikiem wzrostu, ale teraz musi on być „bardziej zbalansowany”. Twierdzi, iż „możliwości inwestycyjnych dających wysoki zwrot gospodarczy i społeczny jest w Chinach na szczęście ciągle mnóstwo” (infrastruktura, środowisko, modernizacja przemysłu).

Jak dodaje, w Chinach, państwie o średnich dochodach, możliwości inwestycyjnych jest o wiele więcej niż w krajach o dochodach wysokich, gdzie w przypadku spowolnienia gospodarczego trudno znaleźć dobre miejsce na inwestycje, ponieważ one już tam od dawna istnieją. Wynoszące 4 bln dol. rezerwy walutowe i wysoka stopa prywatnych oszczędności (około 50 proc. rocznego PKB) gwarantują Chinom środki na finansowanie kolejnych inwestycji. To zapewni wieloletni stabilny wzrost w przyszłości – uspokaja ekonomista.

>>> Czytaj też: Koniec taniej siły roboczej. Chiny przegrywają kosztową konkurencję

Największa gospodarka na 80. miejscu

Choć tempo wzrostu chińskiej gospodarki spada od 2010 r., nie oznacza to, że Chinom na wzroście przestało zależeć, tylko że nie czynią z niego takiego fetyszu jak dotąd. Muszą go jednak wciąż utrzymywać na wysokim poziomie. Mimo że chińskie PKB przewyższa PKB Stanów Zjednoczonych, po przeliczeniu na głowę mieszkańca pozostaje wciąż niskie – podkreślają ci chińscy analitycy, którzy uważają, że bez stabilnego wzrostu na poziomie 7–8 proc. przez najbliższe lata Chinom będzie trudno zbliżyć się pod względem PKB per capita do światowej czołówki.

Państwo Środka jest ma cztery razy więcej ludności niż USA, a jego PKB per capita (7,4 tys. dol.) stanowi zaledwie 1/8 amerykańskiego, co sytuuje kraj około 80. miejsca na świecie.

–To uzasadnia, dlaczego Chiny są zmuszone utrzymać relatywnie szybki wzrost, by myśleć o dogonieniu państw rozwiniętych pod tym względem – uważa prof. Justin Yifu Lin.

Twierdzi, że Chiny nadal mają potencjał, by szybko się rozwijać, choć utrzymanie średniego rocznego wzrostu na poziomie 9,8 proc., jak miało to miejsce przez ostatnich 35 lat – co nie udało się nikomu innemu w historii – teraz będzie już niemożliwe.

Spadku tempa wzrostu większość chińskich ekspertów nie upatruje w czynnikach wewnętrznych (np. w reformach), lecz zewnętrznych i uważa, że zjawisko ma charakter cykliczny. Zaobserwowane je – na większą skalę – także w innych gospodarkach wschodzących, m.in. w Indiach i Brazylii, oraz w krajach o wysokich dochodach, jak Singapur czy Korea Płd.
Korzyści bez powtarzania błędów

W porównaniu z tymi państwami Chiny i tak „mają dużo lepsze wyniki” – uważa Justin Yifu Lin. Twierdzi, że udało im się wykorzystać to, co ekonomiści określają korzyściami ze spóźnionego rozwoju.

– Kraje obecnie wysoko rozwinięte – mówi – w dużym stopniu rozwijały się dzięki rewolucji przemysłowej w XVIII w. oraz w oparciu o własne innowacje techniczne towarzyszące modernizacji przemysłu i wzrostowi produktywności. Państwa, które pod tym względem pozostawały w tyle i rozwijały się później, jak właśnie Chiny, mogły naśladować tę drogę i czerpać korzyści z osiągnięć tych, którzy byli w awangardzie rozwoju, przyjmując ich zdobycze, ale przy o wiele niższych kosztach własnych i mniejszym ryzyku.

To właśnie owa korzyść ze spóźnionego rozwoju. Prof. Lin uważa, że w przypadku kraju rozwijającego się słabość może stanowić przewagę, choć trzeba umieć ją wykorzystać. Efektem jest szybszy niż w krajach rozwiniętych wzrost gospodarczy. Jak dowiodły badania noblisty Michaela Spence’a, po II wojnie światowej 13 gospodarek (w tym chińska od 1979 r.) wykorzystało korzyści płynące ze spóźnionego rozwoju, uzyskując przez wiele lat wysoki roczny wzrost na poziomie 7 proc., czyli ponad dwa razy więcej niż w państwach rozwiniętych.

Według Justina Yifu Lina chiński potencjał szybkiego wzrostu będzie zależał od tego, jak wiele korzyści ze spóźnionego rozwoju Państwo Środka potrafi jeszcze wykorzystać. Obecna luka w PKB per capita między Chinami a państwami rozwiniętymi odzwierciedla również lukę w rozwoju technologicznym i przemysłowym. Dlatego Chinom pozostaje modernizować swój przemysł i wprowadzać nowe technologie, a jednocześnie nadal wykorzystywać potencjał spóźnionego rozwoju – zaznacza ekonomista z Pekinu.

Zdaniem podzielających ten pogląd miejscowych ekonomistów chiński wzrost w latach 2008–2028 powinien wynieść 8 proc rocznie. Rząd powinien w tym czasie zachować równowagę między polityką „za dużo interwencji” i „zbyt mało interwencji”. Teraz to rynek i rynkowe ceny powinny grać główną rolę w procesie alokacji zasobów, zaś konieczne na początku chińskich reform i otwarcia dotacje i wsparcie dla przedsiębiorstw teraz muszą zostać ograniczone do kilku niezbędnych branż.

Widmo deflacji

Nad chińską gospodarką w rozpoczętym 19 lutego nowym roku zawisło jednak nowe zagrożenie – deflacja. Podstawowy wskaźnik inflacji (CPI) według Państwowego Urzędu Statystycznego obniżył się w styczniu do 0,8 proc. z 1,5 proc. r./r. Dlatego trudno obecnie mówić o zmniejszeniu roli rządu, np. we wspieraniu reform strukturalnych. Również bank centralny będzie zmuszony reagować, np. obniżając stopy procentowe lub dodrukowując pieniądze (luzowanie).

Źródeł deflacji upatruje się głównie w spadku światowych cen surowców, zwłaszcza ropy naftowej. Odbija się to wyraźnie na tutejszym sektorze wytwórczym, choć dotąd tańsze surowce uważano za korzystne. Ogólnie jednak obecne niskie ceny ropy i stosowanych w przemyśle metali uderzają w Chinach w popyt oraz aktywność usługową, która zanotowała w ciągu roku najniższą dynamikę wzrostu.

Strach przed deflacją nie dotyczy wyłącznie Państwa Środka, lecz również wielu innych gospodarek, w tym polskiej. Sztandarowym przykładem jest Japonia, która z deflacją zmaga się od wielu lat. W Chinach (nadal największej fabryce świata) deflacja może jednak oznaczać o wiele większe problemy aniżeli w przypadku innych, bardziej dojrzałych gospodarek.

Chiny czeka więc w roku pod znakiem kozy obrona nie tylko przed pułapką średniego wzrostu, lecz także deflacji.

>>> Polecamy: USA ma nową strategię wojskową. Potrzebuje też reformy sił zbrojnych