Trudno powstrzymać się od podobnych analogii patrząc na rynek złotego, ale także rynki w całym naszym regionie. Od początku roku złoty stracił do dolara prawie 19%, w czym wyprzedził go tylko węgierski forint (stracił 20,5%). Rumuński ron stracił niecałe 18%, zaś czeska korona ponad 15%.

Warto jednocześnie wspomnieć, że brazylijski real czy meksykańskie peso, od których zaczęło się zamieszanie na rynku walut wschodzących w październiku straciły w tym roku tylko 1-2%. Mimo korekty pod koniec dnia, dzisiejsza sesja była jedną z tych, kiedy waluty naszego regionu straciły najwięcej. Ruchu nie powstrzymały maksima z 2005 roku na parze USDPLN (na poziomie 3,45), jednak mimo to korekta na rynku wcześniej czy później wydaje się nie unikniona – duzi gracze finansowi zaczną w pewnym momencie realizować zyski z długich pozycji.

W minionym tygodniu mieliśmy do czynienia z pogorszeniem się nastrojów rynkowych za sprawą negatywnych informacji z takich firm jak Microsoft czy RBS i to może tłumaczyć w niewielkim stopniu osłabienie złotego. Mieliśmy także nowe prognozy Komisji Europejskiej, ale dla Polski były one mniej więcej zgodne z oczekiwaniami rynku, podobnie jak to, że złotego nie wymienimy na euro w 2012 roku, więc tymi czynnikami osłabienia naszej waluty nie należy tłumaczyć. Nie ulega wątpliwości zatem, iż jesteśmy w czysto spekulacyjnej fazie obserwowanego ruchu.