Inwestorzy są nerwowi i emocjonalnie podchodzą do każdego impulsu. Ponieważ szybko się okazuje, że niedawne reakcje były przesadzone, są one równie szybko korygowane. Ale impulsy wciąż się pojawiają, a za nimi reakcje. W piątek Egipt straszył, w poniedziałek przestał, we wtorek znów zaczął. Standard&Poor's obniżył rating Irlandii, ale przecież to nic nadzwyczajnego. Powodem do reakcji byłoby jego podwyższenie. Dobre dane z amerykańskiego rynku pracy przeszły bez echa, choć uważano je za ważne.

Nastroje w środę były jednak inne niż dane i S&P500 jedynie przez moment znalazł się nad kreską. Przez większą część dnia bronił się przed spadkiem poniżej 1300 punktów. Sztuka się udała, ale strata sięgała prawie 0,3 proc. Wahadełko znów przesunęło się na stronę niedźwiedzi. Co zrobi dzisiaj, zależeć będzie od kolejnych impulsów. A tych nie zabraknie.

W Europie oczekuje się niewielkiego, sięgającego 0,5 proc. wzrostu sprzedaży detalicznej oraz sygnałów o aktywności gospodarczej w usługach. Ciekawe będzie, co powie Jean Claude Trichet po posiedzeniu Europejskiego Banku Centralnego. Stóp podnieść nie pozwala słaba gospodarka, a inflacja straszy. Od wczesnego popołudnia stratuje serial amerykański. Zaczynamy od wniosków o zasiłek dla bezrobotnych, spodziewając się, że nie będzie ich więcej niż 420 tys. Później poznamy wskaźnik aktywności w usługach, który zdaniem ekonomistów może minimalnie obniżyć się do 57 punktów oraz dane o dynamice zamówień na dobra trwałe oraz zamówień przemysłu. W obu przypadkach oczekuje się spadku w porównaniu do listopada. A na koniec dnia usłyszymy, co do powiedzenia ma szef Fed Ben Bernanke.

Po naszym rynku trudno się spodziewać oryginalnych zachowań. Będziemy podążać za wskazaniami zza granicy. W Azji większość giełd świętuje nowy rok. Nikkei spada o 0,25 proc. W Bombaju indeks rośnie o 1,5 proc. Kontrakty na amerykańskie indeksy zniżkują po około 0,1 proc. Zachowanie się rynków zależeć będzie od danych makroekonomicznych. Chyba, że górę znów wezmą emocje.

Reklama